Ćma siada mi na ramieniu, ale już po chwili wznosi się i frunie mi przed oczami. Staram się nie wykonywać gwałtownych ruchów, bo wiem, że nie ma to najmniejszego sensu – będzie tylko bardziej zdezorientowana, ale kiedy czuję ją przy moim nosie, macham ręką, aby ją odpędzić.
– To tylko owad – odzywa się Piotrek ze śmiechem i stara się delikatnie wziąć ją do rąk.
– Powiedz mu, żeby się odczepił od mojego nosa.
– Kieruje się w stronę światła, dzięki temu jest w stanie lecieć prosto – tłumaczy i chowa ją w dłoniach, po czym wypuszcza ją dalej od nas.
– Czyli i tak wróci? – pytam zrezygnowany, a Piotrek uśmiecha się niewinnie.
– Tak, prawdopodobnie tak.
Kuba odwraca się, by zerknąć za siebie, przez co jego kolano na chwilę przestaje stykać się z moim i czuję zimno w miejscu, gdzie do tej pory ogrzewało mnie jego ciało.
– Nie chcę wiedzieć, co jest za tymi zamkniętymi drzwiami obok sypialni. – Słyszę głos Nathana.
– Na piętrze lepiej się nie gubić – potwierdza Kuba.
– W takim razie byłbym wdzięczny za zorganizowanie większego oświetlenia w drodze do łazienki, bo bardzo nie chciałbym, abyś kiedyś zapomniał zamknąć niektórych pomieszczeń. – Jego ton sprawia wrażenie zirytowanego, ale na jego twarzy można dostrzec cień uśmiechu.
Kuba kiwa głową, jakby zanotował w głowie sugestię.
– Prawda jest taka, że gdybyś zaginął po drodze, to długo moglibyśmy cię nie odnaleźć – odzywa się Miriam.
– Ten dom powstał tylko po to, żeby się w nim zgubić – dodał Tomek.
– I można w nim urządzać zawody w chowanego – śmieje się Darek.
– To w ogóle jeszcze dom czy już pałac? – Tym razem słowa dobiegają ze strony mojego brata.
Każde z nich przesadzało, ale dom Kuby jest naprawdę sporych rozmiarów – parę sypialni i łazienek, wielki ogród – a przynajmniej działka, na której można by go założyć – i płaski dach, na którym spędzamy właśnie kolejną godzinę. Mieszka w nim jednak zupełnie sam, co sprawia, że przestrzeń wydaje się jeszcze większa, niż jest w istocie.
A jemu to nie przeszkadza.
– Wciąż przekonuję mamę, aby wyprowadziła się z tego starego wynajmowanego mieszkania do mnie – zwierzył mi się kiedyś.
Kuba nie jest rozdrażniony naszymi żartami ani nie sprawiają mu one przykrości, ale Leon mimo to ucina temat zdaniem:
– Tak naprawdę wszyscy jesteśmy zwyczajnie zazdrośni.
– I dumni – dodaję od siebie.
– To prawda – potwierdza. – Dorobiłeś się czegoś niesamowitego.
Wszyscy kiwają głowami, bo każde z nas jest pod wrażeniem.
Po całym dniu rozmów przychodzi czas na odpoczynek od mówienia. Nikt nie wie, jak długo będzie on trwał, ale teraz jedyne dźwięki, jakie docierają do naszych uszu, to ściszona muzyka z czasów, kiedy żadnego z nas nie było jeszcze na tym świecie.
Obserwuję wszystkich obecnych i jestem wdzięczny za tę chwilę.
Słowa naturalnie znów się pojawiają, a wraz z nimi wymiany myśli. I nagle ponownie rosną nam serca z dumy.
– Dostałam się do zespołu! – wykrzykuje Miriam z radością, wpatrując się z niedowierzaniem w ekran swojego telefonu. Zewsząd sypią się gratulacje, a jej starsza siostra się wzrusza.
Rozpływam się nad tą sceną, bo co może być piękniejsze niż wspierające się rodzeństwo? Wręcz czuję poruszenie w duszy Natalii, której Leon podaje chusteczkę. Kto inny mógłby nosić w kieszeniach zapasy chusteczek, jeśli nie człowiek, który żyje z Nathanem?
– Czyli teraz twoja pasja będzie też pracą – mówi Tomek.
– To jest dosłownie najlepszy dzień na świecie! – Miriam uśmiecha się bardzo szeroko, jak jej brat i siostra ocierająca jeszcze parę łez.
– Gratuluję. – Nachylam się w jej stronę i jestem przedostatnią osobą, która ją obejmuje.
Muzyka nagle milknie, więc odruchowo odwracamy się w stronę, z której do tej pory dochodziła. Okazuje się, że gospodarz wyłączył przygrywający nam głośnik. W ręku dzierży gitarę.
– Czy to koncert na dachu? – pyta Nathan wyraźnie podekscytowany.
– Pomyślałem, że coś zagram – potwierdza Kuba.
– A zaśpiewasz? – dopytuje.
Kuba spogląda na niego i dostrzegając wymalowaną na jego twarzy prośbę, postanawia ją spełnić.
– Zaśpiewam – mówi, a na twarz mojego przyjaciela znów wkrada się uśmiech.
Wiem, że bardzo lubi jego głęboki głos, jak my wszyscy, ale jest mało osób, których taką zachciankę by spełnił.
– Brakuje ogniska do pełni klimatu – odzywa się Darek.
– Żadnego ogniska na dachu – sprzeciwia się Kuba, a tamten podnosi ręce do góry, jakby wcale tego nie proponował.
Kiedy słyszę gitarę i zachrypnięty głos, gubię się. Nie wiem, gdzie powinienem patrzeć – na dłonie sprawnie manewrujące przy strunach? Jego napięte żyły na szyi? Usta, zamknięte oczy, zmarszczone brwi? Czy na Nathana, który przygląda się mu prawie ze łzami w oczach – tak uwielbia jego muzykę.
Staram się skupiać na słowach piosenki, bo żadna nie powstaje przypadkiem, a ja chcę rozumieć, ale trudno jest mi je interpretować w umyśle, kiedy mój przyjaciel ma w oczach miłość.
Poddaję się wszystkim bodźcom, jakie mnie otaczają, a gdy Kuba przestaje śpiewać i po raz ostatni pociąga za struny gitary – wszyscy bijemy brawa.
Decyzja o przenocowaniu w tym ogromnym domu nie została przemyślana bardziej, niż byłoby to konieczne – upewniliśmy się tylko, że każde z nas zdąży dojechać następnego dnia do pracy. I że rodzice Natalii z radością zostaną ze swoim wnukiem jeszcze parę godzin.
Wracamy do środka i zaczynamy szykować sobie miejsca do spania. Mimo tego, że dom Kuby ma parę sypialni, nie wszyscy możemy się cieszyć przywilejem spania w łóżku – ja i Kuba rozłożyliśmy sobie kanapę w salonie.
– Możesz spać z bratem, na łóżku będzie wygodniej – sugeruje Kuba.
– Położył się z Miriam – mówię. – Są najmłodsi, myślę, że to szlachetne z mojej strony, że im ustępuję – dodaję i po tych słowach kładziemy się spać.
Wstaję na tyle wcześnie, że Kuba leżący obok mnie jeszcze się nie obudził, a zawsze budzi się jako pierwszy.
Z łatwością zrywam się z sofy i zanim w ogóle zdołam o tym pomyśleć, kroczę po schodach na piętro. Odruchowo uchylam drzwi do jednej z sypialni, gdzie śpi mój brat, aby upewnić się, czy wszystko u niego w porządku. Dostrzegam go leżącego na wznak pod kołdrą, a intuicja podpowiada mi, że to nie tutaj miałem zajrzeć. Nie do tego pokoju.
Zanim jednak docieram gdziekolwiek indziej, staję twarzą w twarz z Natalią. Oboje podskakujemy na swój widok.
– Wystraszyłeś mnie – szepcze z irytacją, a ja nie mam okazji odpłacić się jej tym samym, bo szybko atakuje mnie pytaniem: – Co robisz? – I znów mógłbym zapytać ją o to samo, ale dostrzegam tampon w jej dłoni, więc nie muszę już o nic pytać.
Ja nie mam nic, tylko zamknąłem właśnie drzwi prowadzące do miejsca, gdzie śpi mój brat.
– Sprawdzałem, czy wszystko okej – odpowiadam, a Natalia kręci głową z rezygnacją i mija mnie w drodze do łazienki.
Chcę zaczerpnąć powietrza, więc narzucam na siebie bluzę i wychodzę na zewnątrz drzwiami tarasowymi.
– Co takiego miałoby się stać? – Słyszę nagle zza pleców i widzę, że postanowiła do mnie dołączyć.
– Nie wiem, Natalia, po prostu się obudziłem – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Myślałem, że jest już ranek, a skoro i tak nie spałem, to poszedłem się upewnić, czy wszystko w porządku.
– Jesteś nadopiekuńczy, wiesz o tym, prawda? – pyta i patrzy na mnie wyczekująco. – Jak już wchodzisz w relację, to wszystko jesteś w stanie dla niej poświęcić.
– Natalia, jest środek nocy, nie wiem, czy to dobra pora na prawienie tego typu kazań – odpieram.
– Jest środek nocy – powtarza po mnie, jakby myślała, że sam nie słyszę, co mówię – a ty nie śpisz, bo twój organizm jest już nastawiony na budzenie się co parę godzin, na wszelki wypadek, aby na pewno nic go nie ominęło. – Czekam cierpliwie, aż skończy. – Myślałeś, że to może być jeden z powodów, przez który wciąż boli cię głowa? Ja nie żartuję, nie wysypiasz się – dopowiada, choć żadne z nas się nie zaśmiało. – To musi być strasznie męczące dla twojego organizmu.
– Ostatnio jest lepiej – dukam.
Natalia kiwa głową bez przekonania i już nic nie mówimy. Wieje coraz mocniej, więc informuje, że wraca do środka i nagle ktoś stamtąd wychodzi. Jeszcze nie jestem pewien, czy dobrze widzę, kiedy słyszę, jak do mnie mówi.
– Grześ?
Natalia nachyla się do mnie.
– Masz, na co czekałeś, uspokoisz go i będziesz mógł w spokoju zasnąć z poczuciem wypełnienia misji – szepcze mi ironicznie do ucha, a ja bez emocji uświadamiam sobie, że faktycznie na to czekałem.
– Co się dzieje, Nathan? – pytam. Nie drżę z zimna mimo wiatru. – Dlaczego nie śpisz?
– Szukałem cię – odpowiada i siada tuż obok mnie.
– Jestem.
Obejmuje moje ramię obiema rękami i nie puszcza.
– Tęsknię za wami – mówi.
– Jesteśmy tu. Wszyscy razem, w jednym domu – uśmiecham się.
Nathan kiwa głową.
– Zauważyłeś, że kiedyś nie musieliśmy się w ogóle przejmować umawianiem się? Po prostu było jasne, że się zobaczymy.
– Tak, Nathan, ale teraz jesteśmy dorośli i szkoła to nie jedyne, co wypełnia nasze grafiki. Z wiekiem jest trudniej – zatrzymuję się na moment. – Wtedy też się tyle nie żegnaliśmy – dodaję ze smutnym uśmiechem.
Nawet ich nie dostrzegam, ale wiem, że z jego oczu płyną łzy. Nie ścieram mu ich. Moja ręka wciąż jest w klatce, w której zamknął ją Nathan. Druga zamknęła się sama.
– Naprawdę się cieszę, że jesteście. Nie chciałbym was stracić – mówi i słyszę ból w jego głosie.
Często się nad tym zastanawiam: czy nasza obecność naprawdę jest dla niego ważniejsza niż powody, dla których nie warto się budzić.
– Nathan, jesteśmy tu. Wszyscy razem – powtarzam.
– Wiem – znów kiwa głową i rozluźnia uścisk. – Najbardziej mi was brakuje, kiedy jesteście tuż obok.