Wertuję strony książek, a mój wzrok w błyskawicznym tempie przebiega po tekście – nie mam w tym żadnej strategii ani kontroli. Zapragnąłem wiedzieć, a to pozbawiło mnie już nawet czucia w kończynach, które pozwoliłoby mi przejąć władzę nad przerzucaniem raz po raz kolejnych kartek.
Oddycham szybciej, odkładam książkę na przeciwną stronę biurka, a do moich rąk trafia następna i znów szukam – interesującego mnie rozdziału, wykresów, statystyk.
– Dlaczego liczby robią na ludziach większe wrażenie niż słowa? – zapytał Nathan, kiedy zaczęliśmy się interesować wiadomościami ze świata.
– Nie wiem, Nathan, może dlatego, że ludzie rzadziej je rozumieją? – zgadywałem. – Słowami prościej nam wszystkim operować, do liczb potrzebni są geniusze – powiedziałem i byłem pewien, że widzę jednego w nim.
Nie czuję zmęczenia. Wiem, że poczuję je, gdy tylko przestanę się koncentrować na tym, co robię, więc nie przestaję.
Przyswajam słowa szybciej niż zazwyczaj –czuję, jak wbijają mi się one do głowy, niezależnie od tego, jak wiele poświęcam im uwagi, bo moje oczy nie zdążyły przeczytać jeszcze jednej strony, a ręce są zdeterminowane, aby przyśpieszyć ten proces, więc pędzą dalej.
Kiedy brakuje mi materiałów traktujących o temacie, który zainteresował mnie na tyle, żeby rozpocząć poszukiwania – natychmiast przerzucam się na inny, taki, o którym wiem mało, a przecież dobrze byłoby wiedzieć więcej. Zawsze lepiej jest wiedzieć więcej.
Mój dawny pokój jest teraz gabinetem i prócz biurka oraz obrotowego krzesła stoi tu biblioteczka. Nie robi takiego wrażenia jak w mieszkaniu Nathana, bo książki leżą w nieładzie – niektóre pionowo, inne poziomo, mają połamane grzbiety, są popisane, a z wielu z nich dodatkowo wystają notatki.
Odwracam się w ich stronę i mój wzrok pada na jedną z publikacji naukowych, którą przeglądałem do tej pory już wiele razy. Nim to jednak do mnie dociera, kartkuję ją po raz kolejny. Znam większość przywołanych w niej danych, ale nie odbiera mi to radości z tego, co robię, bo nigdy nie będę w stanie zapamiętać wszystkiego, a każda zawarta w niej informacja zdaje się pożyteczna.
– Grześ, co robisz? – pada pytanie i lekko mnie dekoncentruje, ale staram się nie wypaść z rytmu. – Grześ – wciąż próbuje zwrócić na siebie moją uwagę.
– Nie teraz – zbywam go. – Szukam.
Krzyżuję nogi na krześle i kładę sobie na nich parę luźnych kartek, na których zaczynam notować. Wzrok mam utkwiony w książkach, a długopisem błądzę między kolanami, streszczając różne badania, o których czytam, i wnioski wyciągnięte z nich przez naukowców, na publikacjach których się opieram.
Wszystko wydaje mi się niesamowicie ciekawe i warte zapamiętania. W pewnym momencie dostrzegam powiązanie pomiędzy moją obecną lekturą a notatkami, które zrobiłem jakiś czas temu, więc zrywam się z krzesła i szukam odpowiedniego segregatora na półce wiszącej nad moim biurkiem. Przerzucam koszulki na dokumenty, aż znajduję to, co chciałem.
Zaczynam czytać i porównywać, zachwycając się tym, jak jedne doświadczenia i ich wnioski wpływają na ustalanie nowych twierdzeń i inspirują kolejne osoby do poznawania coraz dokładniejszych obszarów określonych zjawisk.
– Grześ, już? Skończyłeś? – Słyszę i czuję na czole dłoń mojego brata.
Odchylam głowę w bok, aby zrzucić jego rękę, ale on nie przestaje mnie powstrzymywać, aż w końcu zabiera mi kartki sprzed nosa, wyciąga długopis z mojej dłoni i odwraca krzesło w swoją stronę.
– Uspokój się – mówi, kucając naprzeciwko mnie.
– Maciek, proszę, nie teraz, właśnie się uczyłem.
– Masz rozbiegany wzrok, szybko oddychasz i pot cieknie ci z czoła – wylicza i wyciera mi twarz. – Odpocznij.
– Nic mi nie jest – mówię, ale powoli uświadamiam sobie wszystko, o czym powiedział.
Faktycznie nie potrafię skupić na nim wzroku i zaczynam czuć zmęczenie.
– Świetnie, w takim razie dasz radę samodzielnie przejść na łóżko – mówi.
– Tak, jasne – zgadzam się i wstaję, ale zawroty głowy zmuszają mnie do ponownego opadnięcia na krzesło. – Jednak nie – śmieję się, jakby jeszcze nie do końca docierało do mnie, co się w istocie dzieje.
– Pomogę ci – mówi i chwyta mnie za ramię, a drugą ręką obejmuje w pasie.
– Maciek, jeśli stracę równowagę, to po prostu przewrócimy się obaj – śmieję się, kiedy kierujemy się w stronę mojej sypialni.
– Nie schlebiaj sobie – odpiera. – Posturą dużo się nie różnimy.
Siada przy mnie, kiedy ukrywam twarz w poduszce.
– Zasłonić zasłony? – pyta ściszonym głosem, a ja w odpowiedzi kiwam głową.
Kiedy jest ciemniej, otwieram oczy i już nic nie jest w moim odczuciu tak zabawne jak przed momentem.
– Dziękuję, jesteś niezastąpiony. Przepraszam, że znowu trochę mnie poniosło. – Mój oddech się uspokaja.
– Przyniosę coś do picia – oznajmia, ignorując moje słowa. – Herbata czy woda?
– Woda. – Uśmiecham się z wdzięcznością, gdy on już chwyta za klamkę.
Łzy płyną po mojej twarzy, kiedy kulę się w pozycji embrionalnej. Nowa wiedza sprawiała, że latałem, teraz spadam.
– Proszę. – Maciek wraca i podaje mi szklankę, a ja piję, za lekko unosząc głowę, przez co parę kropel wylewa się na pościel.
– Dziękuję.
Brat odkłada szklankę na szafkę nocną i dolewa do niej wody z dzbanka, który również przyniósł ze sobą. Po tym kładzie mi rękę na karku i gładzi mnie kciukiem po twarzy.
– Nie będziemy teraz o tym rozmawiać, ale wiesz, że już dawno skończyłeś szkołę i nie musisz się tak angażować w naukę?
– Człowiek uczy się całe życie – oznajmiam i sięgam po leki.
Maciek siedzi przy mnie, w czasie gdy ja próbuję zasnąć. Jest we mnie jednak zbyt dużo napięcia i bólu.
– Grześ, ty płakałeś. Aż tak cię boli? – zapytał Nathan przerażony po tym, jak był świadkiem jednej z pierwszych migren w moim życiu.
– Sam nie wiem – powiedziałem mu wtedy. – Nie wiem, czy płaczę z bólu. Boli mnie głowa, bardzo – tłumaczyłem. – Ale ten płacz bierze się chyba ze złości na bezsilność, bo poza wzięciem leków nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Zresztą nie wiem, jak miałbym to odróżnić.
Teraz też płaczę, a Maciek ściera mi łzy.
– Rozluźnij szczękę – przypomina szeptem, a ja staram się to zrobić, bo wiem, że to pomaga.
– Nie musisz ze mną siedzieć – mówię. – Poradzę sobie.
– Wiem – odpowiada.
Przez moją głowę przebiegają informacje, o które wzbogaciłem się w pokoju obok. Napływ danych jest tak wielki, że czuję, jakby wielka fala zmywała mi z umysłu wszystko inne. Nie umiem oprzeć się o nic konkretnego, każdy wniosek jest niepełny i zlewają się one w jedno. Nie potrafię ich uporządkować i sensownie ze sobą połączyć. Jeszcze chwilę temu wszystko zdawało się logiczne, teraz nie rozumiem nic.
Nagle rozbrzmiewa głośny dźwięk, którego źródło okazuje się być w kieszeni moich spodni. Wyciągam telefon, ale kiedy tylko na niego patrzę, natychmiast mrużę oczy i robi mi się niedobrze. Maciek zabiera mi go z rąk i informuje, że to Nathan.
– Daj – mówię, wyciągając drżącą rękę, ale brat nie słucha mnie i sam odbiera połączenie.
– Przykro mi, ale Grześ fatalnie się czuje, właśnie próbuje zasnąć – wyjaśnia.
– Maciek, oddaj telefon, mogę z nim chwilę pogadać – powtarzam, bez skutku. Przez niecałą minutę słyszę jeszcze, jak ze sobą rozmawiają, aż w końcu Maciek odkłada telefon na szafkę obok szklanki, uprzednio go wyłączając.
– Teraz powinieneś odpocząć – oznajmia.
– Doceniam to, co robisz, naprawdę – mówię, powoli się podnosząc. – Ale to moja decyzja, czy będę odpoczywał, bo to ja odczuwam ból głowy i jeśli przyjaciel do mnie dzwoni, to chciałbym z nim porozmawiać. Gdybym nie czuł się na siłach, to mógłbym się po prostu rozłączyć, a tego nie zrobiłem – tłumaczę. – O co chodziło?
– Chciał, żebyś przyjechał. – Wzrusza ramionami, a ja zrzucam nogi na podłogę i przez chwilę staram się opanować spadający kark. – Grześ, Nathan sam się zgodził, że powinieneś teraz iść spać, skoro nie czujesz się dobrze – powstrzymuje mnie od wstania, przytrzymując mi rękę na ramieniu. Przez moment słyszę tylko krew pulsującą w moich skroniach. – Ty nie jesteś poważny – stwierdza, widząc, że naprawdę mam zamiar wstać, jakby pierwszy raz w życiu widział kogoś tak bezmyślnego. – Sam wiesz, że nie powinieneś się teraz nigdzie stąd ruszać, ledwo dałeś radę tu dojść z pokoju obok, i to z moją pomocą – przypomina. – Jak niby dostaniesz się do Nathana? Wsiądziesz do samochodu w takim stanie? – pyta retorycznie, ale mimo wyczuwalnego oburzenia w jego glosie, wciąż mówi ciszej. – Kładź się z powrotem – polecił.
– Powiedział, dlaczego chce, żebym przyjechał? – pytam.
– Grześ, gdyby to było coś ważnego, to sam bym do niego pojechał. Jak nie myślisz o sobie, to pomyśl chociaż o ludziach, których potrącisz na pasach przez to, że nie widzisz na oczy.
Analizuję to, co do mnie mówi, i dopiero dociera do mnie, co przed momentem miałem zamiar zrobić.
– Masz rację. – Rozluźniam mięśnie i rezygnuję ze wstania. – Nie wiem, dlaczego się tak zerwałem – mówię i uświadamiam sobie, że faktycznie tego nie wiem. – To nie tak, że nie martwię się o siebie – wyjaśniam. – Wiem, że mój organizm potrzebuje odpoczynku, bo inaczej nie będzie dobrze funkcjonował – dodaję. – To był odruch. – Znowu ląduję na poduszce i narzucam na siebie kołdrę, bo zaczynam drżeć z zimna.
– Ciekawe masz odruchy – stwierdza Maciek. – Wszystko jest w porządku, niczym nie musisz się martwić. Po prostu postaraj się zasnąć, dobrze?
Zgadzam się z nim skinieniem głowy, które jest zbyt gwałtowne, bo znów atakują mnie mdłości. Wciąż nie udaje mi się uspokoić swoich myśli.
– Uważasz, że jestem nieodpowiedzialny? – pytam brata.
– Nie – oponuje. – Po prostu kiedy ludzie twierdzą, że jesteś racjonalny, to mam wrażenie, że nigdy nie widzieli cię w takiej sytuacji. Rozumiem to, co się stało przed chwilą, to twój przyjaciel, a ty nie jesteś w dobrym stanie, więc po prostu nie wziąłeś pod uwagę konsekwencji tego, co robisz, ale nie uważam, że jesteś nieodpowiedzialny, wręcz przeciwnie.
– Muszę nad tym pracować – oznajmiam, a Maciek się ze mną zgadza.
Po jakimś czasie wychodzi z pokoju, a ja zaczynam głęboko i powoli oddychać, aż w końcu wyciszam się i zasypiam.