Grześ

Donośny krzyk powoduje, że wzdrygam się i upuszczam szklankę na podłogę.

– Potrącę – słyszę za uchem.

– Tak, wiem, powtarzasz mi to za każdym razem od wielu lat – zwracam się do szefa i schylam, aby posprzątać szkło.

– Zostaw, ktoś inny to pozbiera. – Chwyta mnie za ramię, a ja nie protestuję.

– Co to był za krzyk? – pytam, przygotowując alkohol ponownie.

– Jakaś laska była zbyt pijana, żeby zauważyć stopień przy drzwiach. – Kreci głową, jakby miał dość, dlatego nie zwracam mu uwagi na słownictwo. – Bez przesady, żeby się tak drzeć – mówi. – Muzykę zagłuszyła, a to była jedna z moich ulubionych piosenek.

– Nie nazywaj tego piosenką – odpieram, podając klientowi za barem jego zamówienie.

– Zatańczysz dzisiaj? – pyta, nie reagując na moje słowa.

Kiedy mierzę wzrokiem obecnych klientów, aby podjąć decyzję, mój pracodawca woła kogoś, aby pozbierał kawałki szkła z ziemi i wytarł rozlane piwo.

– I jak? – dopytuje po chwili.

– Sam nie wiem – waham się.

– Oj, proszę, chcesz, żebym kogoś wyrzucił na ten czas? Słowo powiedz – oferuje.

W tracie jego wypowiedzi podchodzi do mnie kolejny klient, prosząc o drinka, więc odwracam się do nich plecami i zaczynam go przygotowywać.

– Prawda jest taka, że po prostu chcesz popatrzeć, jak tańczę – stwierdzam pod nosem, aby nikt poza nami tego nie usłyszał.

– Myślałem, że to oczywiste. – Wzrusza ramionami. – Ale poza tym nie zapominaj, że dostajesz za te występy najwięcej napiwków.

– Nie zapominam.

– Oj, za każdym razem muszę cię namawiać, bo mi zgrywasz wstydliwego, a jak już to robisz, to świetnie się bawisz i masz jeszcze dodatkowe pieniądze. Wszyscy zadowoleni, czego chcieć więcej?

– Nie jestem wstydliwy – oponuję – i naprawdę lubię tu tańczyć. – Na te słowa reaguje nad wyraz zadowoloną miną. – Ale wiesz, że czasem zdarzają się nieprzyjemne sytuacje, na co wcale się nie godzę mimo tej rury, na której się wyginam.

– Wiem, wiem. – Przewraca oczami. – Przecież zawsze wyrzucam stąd ludzi, jak sobie na za dużo pozwalają.

– Zastanowię się, dobra? Na razie muszę się zająć barem.

– Sam za nim stanę, jeśli to oznacza, że zatańczysz.

– Hej – przerywam stanowczo tę dyskusję – powiedziałem, że się zastanowię, tak? Nie namawiaj. Jeśli będę miał ochotę, to mnie tam zobaczysz – wskazuję na scenę – jeśli nie, to masz pecha.

– Jasne, rozumiem. – Uśmiecha się i odchodzi, jakby myślał, że już podjąłem decyzję.

Praca tutaj wygląda zupełnie inaczej niż w miejscu, w którym odbieram telefony. W obu towarzyszą mi zupełnie różne od siebie emocje. Podczas rozmów przez słuchawkę nigdy nie poczułem podniecenia, które jest ze mną w klubie. Głośna muzyka, tancerze i tancerki poruszające się na scenie, zapach alkoholu i podrywający mnie klienci sprawiają, że buzuje we mnie adrenalina, jakbym był poza moim życiem, gdzie indziej – daleko od obowiązków i rutyny. Prawie tak, jakby nie była to praca, chociaż przychodzę tu tylko dlatego.

Mężczyzna, któremu podaję szklankę wypełnioną połączeniem alkoholi, po których na pewno nie wyszedłbym stąd o własnych siłach, pyta o mój numer, a ja odmawiam podania go, ale uśmiecham się przy tym szeroko, więc i tak dostaję spory napiwek.

Myślę o ojcu, o tym, jakby na mnie spojrzał, gdyby wiedział, że to robię.

– Nathan, jak ty to widzisz? Powinienem się tego wstydzić? – zapytałem przyjaciela, gdy po raz pierwszy dostałem o wiele więcej pieniędzy do ręki, niż powinienem.

– Ludzie płacą ci więcej za to, że się uśmiechasz? – Uniósł brwi, a ja przytaknąłem. – Przecież ty zawsze dużo się uśmiechasz, to tak, jakby ci płacili więcej za to, że oddychasz. – Wzruszył ramionami, ale widziałem w jego oczach, że jest w nim coś jeszcze, co ma na końcu języka.

– Tak, chyba masz rację – odpowiedziałem jednak, nie drążąc.

A mimo to za każdym razem, kiedy to robię, czuję, jakbym oszukiwał i kradł.

– Nie chcę tych pieniędzy, daj mi regularną wypłatę. – Oddałem szefowi moje napiwki po pierwszych tygodniach.

– Dlaczego? Mówiłeś, że potrzebujecie pieniędzy. – Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i miałem wrażenie, że chce się roześmiać.

– Czy napiwki nie powinny być dane za dobrze wykonaną usługę? Ja tylko leję alkohol do szklanek, nic więcej. – Zobaczyłem szczere rozbawienie na jego twarzy, jakby niedowierzał, że ktoś mógł kiedykolwiek stwierdzić coś tak głupiego.

– Dobra, dobra, Grześ, uspokój się i po prostu bierz te pieniądze. – Wcisnął mi je z powrotem do rąk. – I przyzwyczajaj się, bo jak już się zdecydujesz tańczyć, to będzie tego o wiele więcej.

– Nie zdecyduję się – powiedziałem. – Oni patrzą na mnie jak na zwierzątko, które można pogłaskać, kiedy się chce, bo jest ich własnością, a tymi pieniędzmi – uniosłem je – chcą pokazać, że mają nade mną władzę, bo potrzebuję kasy, więc w ich rozumieniu zgodzę się na wszystko, żeby ją zdobyć.

– Grześ, nie dramatyzuj – roześmiał się. – Jeśli ktoś ci daje pieniądze, to je po prostu bierz.

Po pierwszych tygodniach pracy w tym miejscu zdecydowałem, że nigdy nie stanę na scenie i że rzucę tę posadę zaraz po znalezieniu lepszej, w której będę mógł się rozwijać zawodowo i w której będę się czuł potrzebny, ale zostałem i stoję w tym momencie przed lustrem, aby poprawić sobie włosy.

– Szaleję za tobą.

– Tak, wiem – odpowiadam i prostuję się. – Ale mógłbyś w końcu przestać pojawiać się znikąd.

Kieruję się na scenę, pod którą zebrało się parę osób w oczekiwaniu na kolejny występ. Przemierzam wzrokiem tłum, ale staram się nie nawiązywać z nikim kontaktu. Baru – wbrew zapewnieniom – wcale nie obsługuje mój szef.

Kiedy rozbrzmiewa muzyka, uświadamiam sobie, że nie czekam na żadną konkretną. Nauczyłem się choreografii jedynie do paru piosenek, które są do siebie tak podobne, że nawet jeśli się pomylę, prawdopodobnie nikt nie zwróci uwagi na to, że moje ruchy chwilowo nie pasowały do rytmu. To zaleta solowych występów. I alkoholu, pod którego wpływem są wszyscy.

Moje mięśnie pewnie napinają się na rurze, gdy się na nią wspinam i powoli schodzę do pozycji, w której wiszę głową w dół. Wtedy słyszę gwizdy. To zawsze robi wrażenie.

– Jak się bawiłeś? – pyta mnie po występie.

– A ty?

– Doskonale, jak zwykle. – Uśmiecha się, jakby chciał się w tej chwili na mnie rzucić. Trzeźwieje nieco, gdy zakładam koszulkę.

– Cieszę się. – Przechodzę obok niego, wracając do przyrządzania trunków.

Nathan dowiedział się, co robię w klubie oprócz obsługiwania klientów, po moim pierwszym występie na scenie – nie wiedział, że od pewnego czasu się do tego przygotowywałem.

Wspomniałem mu wtedy, że źle zjechałem z urządzenia i zostało mi czerwone odbicie rury na plecach.

– Co? – zapytał, a ja spodziewałem się chyba każdej reakcji, ale nie takiej. Zobaczył niezrozumienie na mojej twarzy i zadał inne pytanie: – Grześ, ty występujesz bez ubrań?

– Nie – odparłem szybko. – Tylko bez koszulki i butów, mam na sobie spodnie.

Patrzył na mnie zszokowany, a ja za każdym razem zastanawiam się, czy tata spojrzałby na mnie w taki sam sposób. Czy może zamiast szoku nie pojawiłoby się na jego twarzy coś innego, coś na kształt obrzydzenia.

Wychodzę z pracy, kiedy na dworze jest jeszcze ciemno, obok pewnym krokiem idzie wysoka dziewczyna, która zastępowała mnie przy barze, gdy tańczyłem. Wsiadamy do mojego samochodu.

– Wolisz zaryzykować i zdradzić mi swój adres czy pojechać do mnie? – pytam, wkładając kluczyk do stacyjki. – Ostrzegam, że dookoła mojego domu jest mnóstwo lasów.

– Wolałabym, żebyś zaprosił mnie do swojego łóżka, niż zakopał gdzieś w lesie – śmieje się i, jakby zniecierpliwiona, kładzie mi rękę na udzie. – Zaproszenie do łóżka nie oznacza zaproszenia do życia, prawda? – Patrzy na mnie, aby wyczytać z mimiki mojej twarzy, czy się rozumiemy.

– Jasne – mówię, a ona odchyla się z powrotem na fotel pasażera.

Droga przebiega nam w ciszy – ja jestem skupiony na prowadzeniu, ona wymienia z kimś wiadomości na komórce.

– Jesteśmy – oznajmiam.

Wchodzimy do środka i najpierw sprawdzam, czy Maciek jest w domu, a kiedy upewniam się, że go nie ma, zapraszam dziewczynę do sypialni.

– Od pewnego czasu byłam ciekawa, jak wygląda twoja sypialnia – przyznaje, a ja zaczynam się śmiać. – Serio – mówi – i od dawna chciałam w niej wylądować – dodaje flirciarskim tonem. – Biorę tabletki, więc jeśli wolisz bez prezerwatywy… – odzywa się, gdy sięgam do szuflady.

– Zawsze używam – mówię, a ona kiwa głową, potwierdzając, że rozumie. I prawie zobaczyłem w jej oczach szacunek, że to robię, jakby nie spotkała nigdy wcześniej w swoim życiu kogoś, kto by z nich nie zrezygnował z własnej woli.

Po wszystkim bierze prysznic, a ja ląduję pod nim zaraz po niej. Zimna woda zmywa ze mnie prawie wszystko – nie pozbawia mnie tylko wspomnień, choć wolałbym, by to robiła.

Spoglądam na swoje biodro; przed wejściem pod prysznic znajdował się na nim kształt ust tak idealny, że mógłby być zaplanowanym tatuażem. Teraz jest to jedynie ciemna, fioletowa plama, a smugi wody o jej kolorze spływają powoli po moich nogach, aż do odpływu.

Naciągam na siebie czarne, dresowe spodnie, z koszulki całkowicie rezygnuję – mimo zimnego prysznica jest mi gorąco.

– Odwieźć cię gdzieś? – pytam, gdy zastaję ją ubraną i gotową do wyjścia przy drzwiach.

– Dojedzie tu taksówka, nie? – śmieje się, a ja, również ze śmiechem, kiwam twierdząco głową. Wyciągam parę banknotów z portfela i podaję je jej do rąk.

– Nie wiem, jak daleko masz zamiar zajechać.

– Dzięki, i za to – unosi pieniądze – i za tamto. – Wskazuje na drzwi do mojego pokoju, po czym po raz ostatni się uśmiecha i wychodzi, a ja zamykam za nią drzwi.

Podchodzę do łóżka, zacieram wszelkie ślady, jakie po sobie pozostawiliśmy, i zmieniam pościel – zawsze zmieniam. A kiedy wszystko jest już uprzątnięte, staram się zrobić to samo z moją pamięcią, wymazać z niej echa o tej nocy – o pracy za barem, o tańczeniu przed oczami obcych osób i o kobiecie, która właśnie wyszła z tego domu.

Zakładam koszulkę i udaję, że żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *