Grześ 2006

Zakrywał twarz w dłoniach z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, a kiedy pytałem, dlaczego to robi, odpowiadał, że czuje wstyd. Nie zgadzało mi się to, bo on się cieszył, kiedy go chwalono, lecz jakby nie chciał, żeby ktokolwiek widział, że też jest z siebie dumny.

– Czy wstyd nie jest wtedy, kiedy ktoś cię krytykuje? – zapytałem. – A przecież nauczycielka cię pochwaliła.

– Tak, wiem, nie lubię, kiedy ktoś mnie chwali, czuję się wtedy niezręcznie, nie wiem, co robić.

Musiałem się głęboko koncentrować, kiedy mówił, bo jeśli choć na chwilę się zamyśliłem, widziałem już tylko jego ruszające się usta, a hałas dochodzący z boiska nie pozwalał mi się na powrót skupić na jego słowach.

– Wystarczy podziękować – powiedziałem. – To znaczy, że ktoś jest z ciebie zadowolony i ty też powinieneś być. – Pokiwał głową.

– Po prostu nie lubię zwracać uwagi – dodał.

– To dlatego mówisz tak cicho?

– Nie, po prostu nie potrafię inaczej.

Piotrek za wszelką cenę chciał być przeciętny, wtapiać się w tłum, nie powodować kłopotów i nie być powodem do dumy. Prawie jakby chciał nie istnieć.

– Czy on zawsze był taki cichy? – zapytałem jego mamy, kiedy pozostali znajomi oglądali kreskówkę w sąsiednim pokoju.

Nie znałem go od urodzenia jak Nathana, nie byłem w stanie sam tego stwierdzić.

Jego mama odwróciła się w moją stronę i powiedziała, że tak.

– Dlaczego pytasz? – zainteresowała się, ściągając rękawice, którymi wcześniej wyciągała gorącą blachę z piekarnika. Zapach ciasta rabarbarowego zbił mnie z tropu. Pachniało tak słodko, że byłem w stanie zakończyć tę rozmowę i wziąć się za jego jedzenie.

– Martwię się – powiedziałem, na co ona usiadła przy dwuosobowym stoliku i wskazała mi miejsce przed sobą. – Po prostu wydaje mi się, że Piotrek – zawahałem się, nie chcąc być zbyt drastycznym w słowach – że on – ponownie ugryzłem się w język – jest bardzo nieśmiały – wydusiłem cokolwiek na poczekaniu.

– Tak, to prawda. – Uśmiechnęła się słabo. – Ale to chyba nic złego?

Patrzyliśmy przez chwilę na siebie, aż westchnęła.

– Też się o niego martwię, Grześ, ale ja jestem jego mamą, ty nie musisz tego robić. To miłe, że się o niego troszczysz, ale to moja działka – powiedziała, opierając głowę na dłoniach. – Pracujemy nad tym, żeby był bardziej odważny.

– Nie musi być odważny – zaprotestowałem. – Jest świetny taki, jaki jest. Tylko mam wrażenie, że on o tym nie wie, dlatego się martwię. Wydaje mi się, że on myśli – przerwałem – nie, w zasadzie to nie wiem, o czym myśli. – Pokręciłem głową. – Po prostu się martwię – powtórzyłem, a za każdym razem to wyznanie znaczyło dokładnie to samo i było tyle samo warte. – Chciałbym, żeby umiał być sobą trochę głośniej – wyznałem – i się tego nie wstydził.

– Ja też – odparła jego mama. – Naprawdę, Grześ, nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żeby się siebie nie wstydził.

Pokiwaliśmy głowami, jakbyśmy nawiązali ze sobą nić porozumienia. Chciałem zapytać, co się dzieje z jego tatą, ale czułem, że nie powinienem, że to nie moja sprawa. Dowiedziałem się tego niedługo później.

– Mój tata odszedł – zwierzył mi się, podczas robienia zdjęć kwiatom w moim ogrodzie. – Nie pamiętam go dobrze – dodał. – Kiedy o nim myślę, słyszę tylko jego głos, jak mówi, że byłoby lepiej, gdybym się nie urodził – powiedział to tak obojętnym tonem, że czekałem na jego wzruszenie ramionami, ale on tylko przeglądał zrobione zdjęcia na wyświetlaczu aparatu, który dostał niedawno w prezencie.

Fotografował prawie wyłącznie rośliny, parę razy zrobił zdjęcia mi i naszym znajomym.

– Szkoda, że mieszkamy z mamą w bloku, też chciałbym mieć taki piękny ogród – rozmarzył się.

– Piotrek, czy ty w to wierzysz? – Spojrzał na mnie zdezorientowany. – W to, że lepiej byłoby, gdybyś się nie urodził – doprecyzowałem.

– Nie – wyjąkał. – Czasem tylko, nie często, myślę sobie, że no wiesz, że fajnie byłoby dla odmiany nie robić problemu – wydusił, a ja objąłem go ramieniem.

– Myślę, że to on był problemem – oznajmiłem w końcu i ze złością zacisnąłem pięść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *