Nie mogłem przestać myśleć o tych wszystkich pustych pomieszczeniach w naszym dużym domu. Momentami czułem się tam jak w labiryncie, a innym razem wchodziłem do wszystkich pustych pokoi po kolei i wyobrażałem sobie, jak będą one wyglądać, gdy ktoś w nich zamieszka.
– Moi rodzice będą mieć dziecko – powiedział mi Nathan bez entuzjazmu, jakbym mu cały zabrał.
– Nie cieszysz się? – zapytałem, choć w gruncie rzeczy mogłem to uznać za stwierdzenie. Widziałem, że się nie cieszył. Już rzadko cieszył się z czegokolwiek i od dawna nie widziałem, żeby płakał.
Długo nie odpowiadał, jakby po raz pierwszy analizował w głowie całą tę sytuację, w której się znalazł.
– Grześ, wiem, że masz cudownych rodziców i pewnie gdybyś miał wybór, chciałbyś się urodzić jeszcze raz, ale ja – przerwał – nie mam wyboru – westchnął, jakby to, co tak naprawdę chciało wyjść z jego ust, wepchnął sobie głęboko, żeby nie wydostało się na zewnątrz. – I to dziecko też nie będzie go miało. Co, jeśli w przyszłości wolałoby?
Niewiele rozumiałem z tego, co mówił. Zawsze w taki dziwny sposób kończył zdania, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale powstrzymywał się od środka, jakby lina ściągała jego słowa z powrotem w dół, na samo dno.
Chciałem, żeby się tego oduczył, żeby mówił prościej, żebym więcej rozumiał, żebym wiedział, co tak naprawdę chce mi przekazać, i żebym dokładnie wiedział, co mu powiedzieć.
– Będzie mieć cudownego brata – spróbowałem, a on zadrżał.
– Nie, Grześ, nie będzie – odpowiedział, ja zaś znów nie wiedziałem, co kryje się za tym zdaniem, ale kiedy o to zapytałem, on się tylko powtórzył.
Dlaczego nie będzie? Bo nie uważasz, że jesteś cudowny? Bo zamierzasz odejść? Bo się nie urodzi? Bo nie będziesz bratem? O co ci chodzi, Nathan? Dlaczego nic mi nie mówisz? – te pytania biegały po mojej głowie dookoła, jak na boisku, gdy patrzyłem w jego oczy.
– O co ci chodzi? – podniosłem na niego głos i zagryzłem wewnętrzną stronę policzka. – Nathan, ja nie rozumiem – przyznałem się. – Przestań mówić takimi zagadkami, bo ja nie wiem, o co ci chodzi.
– Przepraszam – powiedział szybko. – Przepraszam, masz rację, to moja wina – dodał i odszedł do domu.
Chciałem za nim pobiec, ale byłem zdenerwowany i bałem się, że szarpnę nim jak jego mama, a nie chciałem tego robić, więc odwróciłem się i poszedłem w stronę swojego podwórka.
Jakiś czas później moi rodzice oznajmili, że nie będę już jedynakiem. Byłem wniebowzięty i żałowałem, że Nathan też się tak nie czuje, że nawet czymś tak niesamowitym musi się martwić.
– To będzie chłopiec czy dziewczynka? – zapytałem natychmiast, kiedy tylko dowiedziałem się o ciąży.
Rodzice się zaśmiali.
– Jeszcze tego nie wiemy – powiedzieli. – A jak wolałbyś, żeby było? – spytała mnie mama.
– Chciałbym mieć brata – oznajmiłem. – Jeśli będę mieć siostrę, też będzie fajnie, ale chciałbym mieć brata. Zresztą mamy dużo miejsca dla wszystkich – powiedziałem, a mama przytaknęła. Mieliśmy mieć dużą rodzinę.
Spodziewałem się więc brata i z niecierpliwością czekałem na jego nadejście, na momenty, kiedy będę mógł się z nim bawić, oglądać bajki, marzyłem nawet, że to ja będę uczył go mówić. Wiedziałem jednak, że na każdą z tych czynności będę musiał czekać.
– Czy już niedługo? – pytałem.
– Cierpliwości – powtarzał mój tata, a potem wspólnie sprawdzaliśmy kalendarz.
Gdy zaznaczaliśmy pisakiem na ścianie mój wzrost i pytałem, kiedy będę taki duży jak on, znów słyszałem o cierpliwości.
Cała nasza rodzina – w której skład wchodziło trzech członków – czekała na nadejście nowego, małego człowieka. Pokój zaczynał nabierać barw, szuflady wypełniały ubranka we wszystkich kolorach tęczy – to nic, że niedługo z nich wyrośnie – a i zabawek z dnia na dzień przybywało.
Nikola urodziła się pierwsza.
– Słodka jest – powiedziałem, stojąc nad kołyską.
– Nie mów tak – zaprotestował Nathan i zauważyłem dziwny rodzaj troski w jego oczach, tak jakby w każdej chwili był gotów wziąć ją na ręce i uciec.