Grześ 2006

Asekurowałem Nathanowi nadgarstki, choć wiedziałem, że przecież nie zrobi sobie przy tym krzywdy. Nie byłem mu tak niezbędny jak instruktorzy na strzelnicy czy doświadczeni golfiści, którzy trzymają ręce swoich uczniów podczas oddawania przez nich pierwszych strzałów. Moje dłonie znalazły się jednak tuż pod jego nadgarstkami, jakby te były zbyt słabe, aby utrzymać się w górze.

Widziałem, że miał więcej siniaków niż zwykle, a przecież jego mamy nie było w domu.

– Teraz przekładasz to dołem – powiedziałem, przyjaciel zaś postępował zgodnie z moimi instrukcjami, ale kiedy pociągnął dłońmi w przeciwne strony, sznurówki znów się rozwiązały. Szybko przemieściłem się zza jego pleców i stanąłem przed nim, ale on nie zareagował na to w żaden sposób. Wtedy już mało na co zdarzało mu się jakkolwiek reagować. – Nic się nie stało – zapewniłem. – Możemy spróbować jeszcze raz. – Uśmiechnąłem się zachęcająco, ale on pokręcił głową z rezygnacją i zdjął but, resztkami sił. – Nauka czyni mistrza – dodałem i sam zawiązałem mu buty tak, aby mógł po prostu włożyć do nich nogi.

Nathan opuścił głowę jeszcze niżej, o ile tak się w ogóle dało.

– Co to za siniaki? Twojej mamy nie ma w domu, prawda? – zapytałem. On podniósł głowę i spojrzał na mnie, jakby nie dostrzegał żadnego związku między tymi pytaniami.

– Nie ma – zapewnił, a ja czekałem, aż odpowie na drugie pytanie. – Grześ, to po prostu wypadek.

Zmarszczyłem brwi, obiecując sobie, że nie podniosę na niego głosu.

– Nie jestem naiwnym lekarzem i lekceważącym sprawy nauczycielem, Nathan, dobrze o tym wiesz – odparłem stanowczo. – Martwię się, bo zwykle twoje siniaki były spowodowane wybuchami złości twojej mamy, a teraz jej nie ma, więc skąd one się wzięły? Czy twój tata…

– Nie – zaprotestował szybko i głośno. – Przestań. – To słowo było raczej prośbą, nie rozkazem i wymówił je dużo ciszej niż poprzednie.

– Nathan, ja nie wiem. – Rozłożyłem bezradnie ramiona. – Nic mi nie mówisz, więc skąd mam to wiedzieć? – Słyszałem bezsilność we własnym głosie. – Ja ci chcę tylko pomóc, bo widzę, że dzieje się coś złego, ale nie wiem co, więc zamiast zrobić cokolwiek sensownego, mogę się tylko domyślać. A myślę o naprawdę różnych powodach twojego zachowania. Tego, że nagle nic nie dajesz po sobie poznać. Nawet nie chodzi o to, że jesteś skryty przede mną. Mam wrażenie, że ty jesteś skryty przed samym sobą, że nawet ty już nie wiesz, co czujesz.

Zamilkłem i czekałem. Cierpliwość.

– Nathan, proszę, powiedz coś, cokolwiek – poprosiłem. – To nie musi być nic ważnego, powiedz chociaż, co u ciebie, jak się czujesz.

Przyjaciel spojrzał na mnie, jakbym mówił do niego w języku, którego nie zna, i wzruszył ramionami.

– W porządku, Grześ – wydusił w końcu. – Wszystko jest w porządku. Myślisz, że warto chodzić na spacery? – zapytał nagle. Wydawało mi się, że pytanie było oderwane od kontekstu.

– Tak, czemu nie? – W tamtym momencie to ja wzruszyłem ramionami, jak gdybym podjął najprostszą decyzję na świecie i zastanawiam się, czy tak właśnie czują się dyktatorzy, wysyłający setki tysięcy ludzi na śmierć, i czy jeśli wysłali jednego człowieka, to czy kara jest niższa. – Chcesz, żebym chodził z tobą na spacery? – Spojrzał na mnie, a po twarzy jak błyskawica przemknęło mu przerażenie i pokręcił gwałtownie głową.

– Obiecuję, że jeśli jest to dla ciebie czas zadumy i nie chcesz, żeby ktoś ci wtedy przeszkadzał, nie odezwę się słowem.

– Nie obiecuj takich rzeczy, bo nie jesteś w stanie tej obietnicy dotrzymać – przemówił, uśmiechając się, i był to najbardziej wymuszony uśmiech, jaki w życiu widziałem, ale zaśmiałem się, bo doceniłem, że to powiedział. Śmieszny czy nie, był to żart, zalążek złośliwej wymiany zdań, ale potem przeprosił. – Zresztą tam i tak nie słyszy się nic poza szumem – szepnął i nie jestem pewien, czy wiedział, że to zrobił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *