Nie pamiętam, po jakim czasie w tym małym pokoju znalazła się nadprogramowa rzecz, coś, co wręcz burzyło idealny porządek w brudnym pomieszczeniu. Zauważyłem ją natychmiast, bo wydobywała z siebie dźwięk, a dźwięk – poza tym wydawanym przez wypuszczane z płuc powietrze – pojawiał się tam bardzo rzadko.
Dioda na kamerze migała w kolorze czerwonym. Raz po raz, co parę sekund. Zdarzało się, że wpatrzony w nią, liczyłem przerwy pomiędzy poszczególnymi rozbłyskami. One też stanowiły coś, co tam nie pasowało, bo prawie nie było tam koloru. Czasem miałem na sobie zieloną koszulkę i czułem, jakbym niszczył rzeczywistość za drzwiami, więc to czerwone migające światełko zaburzało ją tym bardziej.
Wraz z szumem urządzenia.
Kamera umieszczona była na statywie, który zajmował miejsce tuż obok drzwi. Skierowana była na łóżko i zawsze zastanawiało mnie, czy widać w niej więcej podłogi, na której leżeliśmy coraz rzadziej, czy okna, za którym rozciągały się pola.
Raz postawiona już nie zniknęła, a od kiedy się tam pojawiła, słów było jeszcze mniej.
Jej szum wywiercił mi dziurę w głowie i wdarł się do środka na stałe. Od tamtego czasu już nigdy nie słyszałem ciszy.
– Nathan, boli cię głowa? – spytała mnie szeptem nauczycielka, kiedy podczas sprawdzianu wciąż zasłaniałem uszy otwartymi dłońmi.
Pokręciłem głową.
– Tykanie wskazówek mi przeszkadza – odparłem, choć wcale ich nie słyszałem.
Wieczorem wracałem do pustego domu.
– Dostaniesz swoje klucze – powiedział tata, kładąc mi je do ręki. Był do nich przypięty brelok z żółtym misiem. – Uważaj, żeby ich nie zgubić, dobrze? – Pokiwałem głową. – Przykro mi, ale często nie damy rady być w domu przed twoim powrotem, mama będzie z Nikolą w szpitalu, a ja muszę chodzić do pracy. – Znów kiwałem głową. Przecież wiedziałem, że musi. – Jesteś już duży, na pewno dasz sobie radę. – Tym razem to on zgadzał się ze swoimi słowami ruchem głowy, jakby musiał sam się przekonać do tego, że naprawdę dam radę. – Gdybyś potrzebował z czymś pomocy, to poczekaj do mojego powrotu, zajmiemy się zadaniami domowymi, czy czym tylko będziesz chciał. – Uśmiechnął się.
– Mogę też chodzić do Grzesia – zaproponowałem.
– Tak, jasne, oczywiście, że możesz. – Rozpromienił się, jak gdyby mu ulżyło, że będę pod opieką kogoś dorosłego. – Mogę cię stamtąd odbierać.
Nie wpadł na to wcześniej czy chciał, aby był to mój pomysł?
W domu mojego przyjaciela było inaczej, wszędzie czaiła się opiekuńcza uwaga, gdziekolwiek się nie znalazłem. Jego pokój, salon, podwórko – wszędzie czułem uwagę.
– Martwisz się o siostrę? – zapytała jego mama, siadając na leżaku w ogrodzie wśród kwiatów, które właśnie podlewał jej mąż. Była już na ostatniej prostej do porodu, mimo to nie było tego prawie w ogóle po niej widać, nie jak po mojej mamie jakiś czas wcześniej.
– Nie – odpowiedziałem tak szybko i bezrefleksyjnie, że poczułem ukłucie, ale dotarło do mnie, że nie kłamałem.
Nie pomyślałem nawet, że mógłbym.
– Więc o co chodzi? – dopytała, patrząc na mnie z troską i przenikliwością. Czy gdybyśmy poszli gdzie indziej, wciąż by tak patrzyła?
Może już widzi, pomyślałem wtedy, może wie.
Rozejrzałem się dookoła niczym przestępca ukrywający się przed policją. Tata Grzesia stał w oddali, a lejąca się z węża ogrodowego woda na pewno zagłuszała mu naszą rozmowę. Mój przyjaciel poszedł po resztę znajomych na drugi koniec ulicy.
Spojrzałem kobiecie siedzącej naprzeciwko mnie prosto w oczy i powiedziałem o szumie kamery, a ona wzięła mnie do swojej sypialni, bo wrócił Grześ. Tam powiedziałem więcej i dostałem oczy pełne bólu, zakryte z niedowierzaniem usta i zapewnienia tak gorące, że parzyły.
– Zajmiemy się tym, Nathan, już jesteś bezpieczny, skontaktuję się z twoim tatą i razem się tym wszystkim zajmiemy, już niczego nie musisz się bać – mówiła bez ładu i miała łzy w oczach.
Może to ja powinienem był ją wtedy uspokoić.