Grześ 2009

Od dnia, w którym tata przybiegł do mnie z Maćkiem na rękach, leżącego na trawie u Nathana, nie mówił w moją stronę. Łudziłem się wcześniej, że już nie będzie mnie ignorować, że potrzebował czasu, ale czas mijał, a było gorzej i już prawie nie odpowiadał ani na mnie nie zerkał.

Pokazywałem mu moje oceny, a on kiwał tylko głową od niechcenia. Raz rzucił gratulacje, jakby chciał jak najszybciej skończyć ze mną rozmawiać. Jak wtedy, kiedy przyjechał ze szpitala.

Nie siedział ze mną przy stole i odchodził, gdy przychodziłem.

– Tato, dlaczego ty mnie unikasz? – pytałem wiele razy i nigdy nie uzyskiwałem odpowiedzi, zamiast tego odchodził. – Tato, proszę, porozmawiajmy. – Ruszałem za nim. – Wiem, że ci ciężko, mi też – mówiłem. – Też za nią tęsknię, okej? – Wciąż szedł przed siebie, odwrócony do mnie plecami. – Tato, ja jestem twoim dzieckiem, do cholery, zwróć na mnie uwagę! – krzyknąłem w końcu, a z oczu poleciały mi łzy. Odwrócił się wtedy i spojrzał mi w twarz, też płakał.

– Jesteś już duży, dasz sobie radę – stwierdził.

– Nie – zaprotestowałem. – Ani ja, ani ty nie dajemy sobie rady, dlatego musimy więcej rozmawiać, być ze sobą, nie izolować się od siebie tak, jak to cały czas robisz. Jesteśmy rodziną, więc musimy być razem i musimy być cierpliwi. Będzie lepiej – powiedziałem. – Tylko musimy się wspierać, dobrze? – Tata tylko stał. – Wiem, że ci ciężko, że musisz więcej pracować, żeby nas utrzymać, że musisz zajmować się kolejnym dzieckiem, ale mi też jest ciężko, też się nim zajmuję i chodzę do szkoły, staram się zajmować domem, żeby nie dokładać ci obowiązków, a do tego chciałbym mieć jeszcze czas na znajomych. Tato, ja pójdę do pracy, jak będę starszy, i pomogę ci w tym wszystkim, obiecuję. Tylko mnie nie ignoruj, nie zostawiaj mnie samego – mówiłem i płakałem, a on nie był w stanie wydusić z siebie słowa. – Chciałbym, żebyś był ze mnie dumny, żebyś mnie pochwalił za dobre oceny, za to, że zajmuję się bratem, za kanapki, które ci robię do pracy. Bo ja jestem z ciebie dumny, wiesz? Z tego, że się nami zajmujesz i że mam dzięki tobie za co kupić książki do szkoły i nowe buty i że nie pijesz – wydusiłem. – Jestem ci wdzięczny, ale byłbym bardziej, gdybyśmy znowu spędzali ze sobą czas i czasem się do siebie znowu uśmiechali, jak kiedyś. Mama nie żyje, ale my tak.

Podszedł do mnie i pochylił się, wyciągając ręce, a kiedy się przytuliliśmy, poczułem się spokojny, jakby ten uścisk rozwiązał wszystkie nasze problemy.

– Przepraszam – powiedział. – Po prostu tak bardzo mi jej brakuje.

– Mi też – zgodziłem się. – Ale nie chcę, żeby brakowało mi również ciebie.

A po tej rozmowie znowu nic, jakbym musiał regularnie prowokować go płaczem do kontaktu ze mną. Ponownie na mnie nie zerkał, odpowiadał tylko, kiedy musiał, i odchodził, gdy przychodziłem.

– Nie wiem, co robić – zwierzyłem się Nathanowi. – Może ja go zawodzę w jakiś sposób?

– Nie mów tak – poprosił. – Na pewno go nie zawodzisz, nie jesteś w stanie tego zrobić.

A jednak tak się czułem i bałem się tego uczucia, bo słyszałem szept Piotrka i pamiętałem spuszczoną głowę Nathana, kiedy jego mama była w domu.

– Tato – zacząłem. – Czy ja cię zawodzę? Robię coś nie tak? – a on nie odpowiedział.

Kładłem się do spania, gdy przyszedł do mojego pokoju i usiadł przy mnie na łóżku. Od długiego czasu nie wchodził do mojego pokoju. Nie pamiętałem, kiedy był tam ostatni raz.

Czekałem, aż zacznie mówić, ale on tylko siedział, aż w końcu spojrzał na mnie i wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałem go za nią i patrzeliśmy sobie w oczy. Przytuliłem się do niego, a on przeczesał mi włosy wolną ręką.

– Jesteś taki podobny do mamy – powiedział i już rozumiałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *