To nie było odkrycie. To czwarta pinezka na mapie i czwarta gwiazda prowadząca na koniec świata. Czwarta była ostatnia, a ostatnia jest śmierć. I była.
W pokoju numer siedem sufit był w gorszym stanie niż ściany, choć od kiedy znalazła się tam kamera, nie widziałem go często. Głowa moja w ziemię lub poduszkę, choć prosił – „głowa do góry” – a rzadko to robił. Jak nic, bo wszystkie inne czynności za tymi drzwiami działy się nieustannie. Wszystko było cały czas, jak w zegarku, jak szum i prysznic. Tylko nie głos jego. A mojego w ogóle.
Na suficie był mały uchwyt i kiedyś coś tam wisiało, ale nie wiem, co mogło wisieć na suficie, bo żadnych obok uchwytu tego nie było kabli.
Ze ścian schodziła farba, którą skrobałem, z sufitu odpadał tynk, na długo, zanim tam wylądowałem. Świat zaczął rozpadać się, jak ceglane mury tego pokoju.
Szum ustał tak gwałtownie, że czułem krew, która cieknie mi z uszu. Straciłem słuch, kiedy wcisnął przycisk na kamerze. W sekundę szum przekształcił się w pisk, a potem zamilkł i była cisza. Już kompletna. Kiedy on się odezwał, miałem wrażenie, że wszyscy go słyszą. Przyłożyłem palec do ust, chcąc przywołać go do porządku, bo choć nigdy nikt z nas tego nie powiedział – nie mogliśmy mówić głośno.
Linę zawiesił na uchwycie i przepraszał. Patrzał mi w oczy i wyrażał skruchę, winiąc siebie. Dlaczego wszyscy tak usilnie przekonywali mnie, że nic nie jest moją winą? A skoro nic nią nie jest, to czy w ogóle mam władze nad sobą? Czy to ja zdecydowałem o napiciu się rozpuszczalnika? Czy o czymkolwiek?
Mówił tak wiele jak nigdy. Nie słyszałem wcześniej tylu słów wychodzących z jego ust. I żeby ktoś tak przepraszał, kto nie był mną. Czekałem, aż padnie przede mną na kolana, a on głowę w pętle i spadał.
Siedziałem pod ścianą, tuż obok statywu kamery, z której już żadne dźwięki, kiedy jego okulary rozbiły się na podłodze w pokoju numer siedem. I pomyślałem, że lina była bardzo silna, jeśliby wziąć pod uwagę, że trzymała się tylko na małym zaczepie w kruszejącym suficie.
To nie tak, że nie wiedziałem, co się dzieje, bo się dusił, ale otwarte usta to wszystko, na co było stać mój organizm. Nie pamiętam, czy w ogóle oddychałem. Czy przestałem wraz z nim. Bo w końcu przestał. Oddychać i spadać.
Za tymi drzwiami zawsze było cicho, ale w tamtej chwili słyszałem własny puls. Już tylko swój.
Niektóre rzeczywistości nie powinny się ze sobą łączyć, ale przenikają mimo wszystko i psują wyznaczone granice. Tak było, kiedy zobaczyłem wnętrze tego pokoju w komputerze mojego taty i jego w jego wnętrzu.
– Zostań tu, Nathan – polecił, tak jakbym był w stanie być gdziekolwiek indziej.
Nie przeszło mi przez głowę, skąd się tam wziął, bo jedyne co to to, w jak sprawny sposób zdejmuje człowieka z sufitu.
Po trzech latach po raz pierwszy byłem sam pomiędzy tymi czterema ścianami i poczułem w sercu, jak ukłucia narastają. Kłuły mnie z taką intensywnością, z jaką nie robiły tego od lat.
Pustka. Czułem się, jakbym miał dziurę w sercu, jakby mi coś odebrano. Coś odeszło, a czucie wraca. I nie trzeba się ciąć nawet. Wystarczy śmierć człowieka.
Okulary z czarnymi oprawkami wylądowały tuż obok moich nóg, a ja dotknąłem ich i zacząłem płakać. Dusiłem się jak on chwilę wcześniej. Łzy nie nadążały spływać mi z twarzy i myślałem, że w nich utonę, a ciałem moim szarpały spazmy. Pokój wypełniły dźwięki mojego gwałtownego łapania powietrza i moje drżące ciało. Czy kiedykolwiek drżało tam w taki sposób?
Nie byłem w stanie się opanować, bolało mnie serce i myślałem, że to już.
– Nathan, już wszystko dobrze, już po wszystkim, jedziemy do domu – powiedział tata, kiedy wrócił i przytulił mnie mocno do siebie. Złapałem go za szyję, a on podniósł mnie i zaniósł do samochodu. – Już wszystko w porządku – powtarzał. – Jestem tu, już nic ci nie grozi. – Po tych słowach zasnąłem w jego ramionach.
Anioły stają się złe, gdy spadają, tak jak człowiek z niebiańskimi oczami, który dusił się na moich oczach. Wystarczy przekroczyć granicę. Nie można być trochę dobrym ani trochę złym. Ale tata nigdy nie upadł. W jego ramionach byłem bezpieczny.
Jak długo wiedział, że wiem? Czy tak długo jak naprawdę wiedziałem?