Każdy mój dzień wyglądał identycznie: wstawałem wcześnie i poświęcałem czas na oddychanie, żeby mieć siłę do wieczora. Starałem się też regularnie ćwiczyć, ale motywacja się mnie nie trzymała, i wciąż nie widziałem na brzuchu żadnego zarysu mięśni, o które chciałem się wzbogacić. Brałem prysznic i szykowałem się do szkoły, robiłem śniadanie dla nas wszystkich, a potem zajmowałem się bratem. Kiedy tata wychodził do pracy, ja odprowadzałem Maćka do przedszkola.
– Baw się dobrze – mówiłem i całowałem go w czoło. – Tata po ciebie wróci.
W szkole próbowałem być jak najbardziej skupiony na omawianych tematach, aby nie musieć poświęcać im więcej czasu po lekcjach. Przerwy spędzałem z przyjaciółmi.
– Jak się czuje Nathan? – zapytał Tomek.
– Nie wiem, ale będę dziś u niego – powiedziałem.
– Wiemy, codziennie u niego jesteś – stwierdził. – Przekaż mu, że tęsknimy.
– Przekażę – przytaknąłem.
– A ty jak się czujesz? – usłyszałem cichy głos.
– Dobrze – rzuciłem bezrefleksyjnie.
Po zajęciach nie wracałem do swojego domu – kierowałem się prosto do przyjaciela, którego w tamtym czasie można było zastać już tylko w jego pokoju.
Czułem, że moje wizyty u niego są przepełnione intymnością, mimo że opierały się wyłącznie na byciu przy sobie. Siadałem przy nim na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i obserwowałem jego twarz. Jeśli tylko spiął się na moment – wybierałem podłogę. Mało kiedy zamieniliśmy ze sobą chociaż parę słów.
– Po co codziennie przychodzisz? Przecież on nawet nie chce cię widzieć – westchnęła jego mama, którą czasem mijałem w drodze na piętro.
– Zabroni mi pani przychodzić? – zapytałem, a ona nie odpowiedziała. – W takim razie będę to robić – odparłem, odwróciłem się z powrotem w stronę schodów i je pokonałem. Czy gdyby mi zabroniła, przestałbym? – Jemu nie chodzi o mnie – mruknąłem pod nosem, kiedy już nie mogła mnie usłyszeć. Być może powiedziałem to sam do siebie, jakbym się musiał sam przekonać, że tak było.
Siedziałem i nasłuchiwałem jego oddechu. Czasem podczas robienia zadań domowych łapałem się na tym, że moje uszy były podniesione, jakby za nic w świecie nie chciały, aby coś im umknęło. Po jakimś czasie były wyczulone na każdy szmer.
– Nathan, jestem tutaj – oznajmiałem. Chciałem, żeby wiedział, że jestem. Niemożliwe do zweryfikowania jednak było to, jak wiele razy mnie nie usłyszał.
Nigdy nie było mi łatwo przyjaźnić się z Nathanem, a wtedy było jeszcze trudniej, ale nie pomyślałem nawet, że mógłbym go zostawić. Mimo że nikt by mi nie miał tego za złe.
– Nie musisz się z nim przyjaźnić na siłę tylko dlatego, że znacie się od dziecka – usłyszałem od chłopaka z klasy, z którym rzadko rozmawiałem.
– Nie o to chodzi – zaprzeczyłem. – Ja naprawdę bardzo go lubię.
Nasłuchiwałem jego oddechu, bo czasem go nie było. Odchylał głowę w tył jak tylko umiał i drapał się po szyi i wtedy nie słyszałem, żeby oddychał, tylko widziałem panikę w jego oczach.
– Wdech i wydech – starałem się go uspokoić, trzymając za dłonie.
Bałem się, że jest na coś chory. Nigdy nie wiedziałem, dlaczego jego siostra w istocie zmarła, wiedziałem tylko, że miała problemy z płucami i z braniem oddechu. Przepełniało mnie przerażenie za każdym razem, gdy pomyślałem, że Nathan też mógłby na to cierpieć.
– To nie ja się duszę – powiedział mi kiedyś, gdy przyszedłem. – To nie ja się duszę – powtórzył po chwili, jakby chciał mieć pewność, że go usłyszałem, a potem ruszył jeszcze ustami, ale nie słyszałem już nic więcej.
Zabrałem mu z pokoju nożyczki, cyrkiel i inne małe, ostre przedmioty, bo widziałem malutkie kreski na jego rękach, kiedy wyciągał je w moją stronę.
– Tracę z nimi kontakt – mówił, kiedy drżały, a jego kącik ust unosił się wtedy na moment.
– W porządku, Nathan, jestem tutaj, odpocznij.
Kiedy wracałem do domu, Maciek już spał. Tata czasem też, a czasem włóczył się jeszcze po domu, nie robiąc nic konkretnego. Nie odgrzewałem sobie obiadu, żeby nikogo nie obudzić, niekiedy po prostu wpychałem w siebie kanapkę.
Przekraczałem próg mojego pokoju, zrzucałem z siebie ubrania i kładłem się do łóżka, natychmiast zasypiając.