Wewnątrz

Grześ całą noc siedział przy mnie mimo że powiedziałem mu, że tego nie potrzebuję, ale wiesz, on już tak ma, czuwa przy innych ludziach nieważne, czy tego chcą, czy nie. Kiedy podniosłem się rano z łóżka widziałem zaschnięte łzy na jego policzkach. Objąłem go jedną ręką, a on odwdzięczył się tym samym z o wiele większą siłą.

– Jest okay, Grześ – powiedziałem, ale on nie reagował. – muszę iść do szkoły – dodałem szeptem.

– Możesz zrobić sobie wolne, jeśli chcesz – odparł, odsuwając się ode mnie.

Dlaczego miałbym chcieć? Chodzenie do szkoły jest ważne. Zresztą bardzo lubię być na zajęciach, to mnie relaksuje.

Wyjmowałem z szuflady ubrania, a Grześ wciąż nie ruszał się z miejsca, więc spojrzałem na niego znacząco. Coś mu chodziło po głowie i zagryzał dolną wargę, pewnie kiedyś ci o tym wspominałem, tak właśnie wygląda, kiedy chce coś powiedzieć, ale nie wie jak. Albo nie wie, czy w ogóle powinien to robić. Kiedyś bardzo często wyglądał w ten sposób przy Nathanie. Z czasem jednak przestał. Wydawało mi się, że nigdy nie zachował się tak przy mnie, ale najwidoczniej stało się coś, co sprawiło, że zaczął.

– Powinieneś wyjść – powiedziałem z uśmiechem. – chcę się przebrać, mam prawo do prywatności.

Grześ czekał jeszcze chwilę, ale w końcu powiedział to, co był w stanie:

– Oczywiście, że tak – i wyszedł z pokoju.

Bałem się, że się spóźnię, bo ubieranie się zajmowało mi o wiele dłużej, niż zwykle. Myliłem otwór na głowę z rękawami, nie potrafiłem trafić stopą do nogawki, a bokserki założyłem na lewą stronę. Nie przebrałem ich, bałem się, że się spóźnię, a liczyło się to, że w końcu już prawie naciągnąłem na siebie spodnie.

Schodząc do salonu miałem już pewność, że nie zdążę na pierwszą lekcję. Bardzo rzadko mi się to zdarzało. Mogłem być zmęczony po nocnych spacerach, ale prawie nigdy się nie spóźniałem. Tym razem przespałem całą noc i proszę, co się stało.

Brat podał mi tosta z serem, a ja chciałem złapać go w biegu, ale coś mnie zatrzymało. Odwróciłem się i zobaczyłem, że to Grześ trzymał mnie za nadgarstek.

– Poczekaj – nie mogłem czekać, bo, wiesz, byłem już spóźniony. I nie chciałem go słuchać.

– Potem, śpieszę się – rzuciłem, a on faktycznie mnie puścił.

Narzuciłem na siebie kurtkę, bo widziałem przez to ogromne okno w kuchni, jak wieje. Wszystkie drzewa szarpały się w lewą stronę, jakby chciały wyrwać korzenie z ziemi i pójść.

Stałem przy drzwiach i próbowałem zapiąć zamek, ale nie potrafiłem trafić. Tamtego dnia w nic nie potrafiłem trafić. Ubrania zmówiły się, żeby nie pozwolić mi zdążyć do szkoły.

– Pomogę ci, okay? – usłyszałem, ale zanim jakkolwiek zdążyłem zareagować, on już mnie zapiął. Tak to z nim jest, zawsze pyta o zgodę, ale nigdy na nią nie czeka. – Odwieźć cię? – zgadnij co? Oczywiście, że wziął kluczyki do samochodu, zanim otworzyłem usta. Taki jest.

Stanął pod szkołą i szybko zanim zdążyłem wyjść rzucił:

– Maciek, w razie czego dzwoń, przyjadę.

Grześ zawsze był nadopiekuńczy, więc jedyne co mogłem zrobić to pokiwać głową, żeby tylko pozwolił mi wyjść.

Powtarzałem ci to już mnóstwo razy, ale musisz to dobrze zrozumieć, Grześ całe życie był moim idolem i bardzo go kocham. Fakt, że jest nadopiekuńczy, stał się właśnie nim – powszechnie znanym faktem. Myślę, że on już się tego nie oduczy. Nie w tym wieku, i nie mając wokół siebie takich ludzi, jakich ma. To oczywiste, że jest w tym coś złego, że przedrostek „nad” nie występuje w tym słowie bez powodu, ale myślę, że z pewnymi rzeczami trzeba nauczyć się żyć. Wiesz, mogę mu co jakiś czas przypominać, że jest jaki jest i że powinien przestać. Może mu o tym mówić Kuba, Natalia i Nathan, a on jest w stanie się zreflektować, ale potem życie biegnie dalej, a nawyki zostają na swoim miejscu.

Na zajęcia z języka obcego wszedłem spóźniony i przez moment wszystkie twarze skierowane były na mnie, ale kiedy usiadłem, już nikogo nie interesowałem.

Wciąż go podziwiam za wiele rzeczy i za to, że ma tylu przyjaciół. Zawsze miał ich mnóstwo. Mnóstwo znajomych, których mijał na ulicy – jakimś cudem zapamiętywał te wszystkie twarze i imiona, kiedy mi zlewały się w jedno. Moja klasa w liceum liczyła dwadzieścia osób łącznie ze mną – nie pamiętałem imion nawet połowy z nich. Kiedyś szedłem ulicą i przywitała się ze mną jakaś dziewczyna w podobnym do mnie wieku. Odpowiedziałem jej, choć w istocie nie miałem pojęcia kim była. Może chodziliśmy razem na zajęcia.

Część ludzi myślała, że jestem zdystansowany, ale ja po prostu nie miałem, o czym rozmawiać. Nie dlatego, że czułem się lepszy od nich, że miałem większą wiedzę, ale dlatego, że nie potrafiłem prowadzić niezobowiązujących rozmów. Oni też nie potrafili, nie wiedzieli, gdzie leży granica, dlatego nie potrafiliśmy dojść do porozumienia. Grześ całe życie był moim idolem, ale nie byłem nim – nie chciałem, by zwierzały mi się obce osoby. Nie potrzebowałem tego.

Wiesz, to nie było tak jak z tobą. W lesie wydawało się to takie naturalne, a tutaj w szkole, kiedy mijam te wszystkie osoby, czuję się jak w jakimś zbiorowym eksperymencie. Jakby wrzucono nas do jedynego budynku i sprawdzano jak radzimy sobie w kontaktach z innymi ludźmi.

Nauczyciel poprosił, żebym został chwilę po zajęciach, a kiedy w pomieszczeniu nie było już nikogo poza nami powiedział:

– Twój brat dzwonił do dyrekcji, kadra nauczycielska jest zapoznana z sytuacją, więc nie musisz się o nic martwić. Jeśli będziesz potrzebował jakiejś pomocy możesz się zgłosić do mnie lub innych nauczycieli. Oczywiście jeśli potrzebujesz dodatkowego czasu na jakiekolwiek zaliczenia to z naszej strony, jak najbardziej go dostaniesz.

Moje usta natomiast mu podziękowały za pomoc, ale w głowie wciąż zastanawiałem się co ma na myśli. Czas na co? Przecież nic nie stało.

– Bardzo mi przykro, Maciek, naprawdę Ci współczuję – dodał, kładąc mi rękę na ramieniu.

– W porządku, nic się nie stało – odparłem.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie z bólem w oczach.

– Będzie lepiej – zapewnił, kiedy wychodziłem z klasy.

Ktoś zaczepił mnie na korytarzu, pytając czy wezmę udział w zbiórce charytatywnej, która miała odbyć się niedługo w szkole.

– Fajnie, jakbyś powiedział na wydarzeniu parę słów, jesteś dobrym mówcą i ludzie cię lubią – powiedział.

To właśnie miałem na myśli, kiedy mówiłem ci, że ludzie widzą we mnie mojego brata. Czasem miałem wrażenie, że jesteśmy w ich oczach jedną osobą. A wszystkie cechy, jakie we mnie widzieli to cechy Grzesia, nie moje.

– Jasne – rzuciłem. – napisz mi, dokładną datę i godzinę, dobra?

– Pewnie, od razu to zrobię – i wyciągnął telefon, a za moment mój zawibrował. – do zobaczenia – pożegnał się.

Zerknąłem na wyświetlacz i okazało się, że kiedyś już z nim pisałem, chociaż byłem przekonany, że widzę tę twarz pierwszy raz w życiu.

Grześ przyjechał po mnie, chociaż domyślasz się, że go o to nie prosiłem.

– Jak się czujesz? – zapytał. Powiedziałeś mi raz, że masz wrażenie, że zaczynam od tego każdą rozmowę, to on niego się tego nauczyłem. To było jego „dzień dobry”.

– Jest okay – odpowiedziałem.

Kiedy wróciliśmy do domu znowu złapał mnie za rękę, jak tamtego dnia rano. Musisz zrozumieć, że naprawdę rzadko tak robił i zawsze szybko puszczał, ale wtedy złapał mnie i nie puścił.

– Maciek, chcę z tobą porozmawiać o tym co stało się wczoraj.

I, wiesz, to nie było tak, że ja nie chciałem z nim rozmawiać, bo uwielbiałem to robić, po prostu nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo nalegał.

– Przecież nic się nie stało.

– Stało się, Maciek, twój przyjaciel umarł i musisz przyjąć to do wiadomości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *