To nie tak, że nagle zaczął się więcej uśmiechać, ale przestał się hamować. Nadal nie wiedziałem, dlaczego robił to wcześniej, ale cieszyło mnie, że przestał. Zacząłem dostrzegać w jego oczach coraz więcej jawnej radości.
Nie dzieliliśmy się ze sobą dużymi sekretami, ale dzieliliśmy chwile i te nam w zupełności wystarczyły. Nie wiedzieliśmy o sobie zbyt dużo, nie znaliśmy się prawie w ogóle. A nasze spotkania wciąż polegały na tych samych schematach, ale to były dobre schematy. Tak dobre, że chcieliśmy je wciąż powtarzać. W nieskończoność. Każdy poranek sprawiał, że pękało mi serce. To nie tak, że tylko przy nim byłem szczęśliwy, byłem przez większość czasu. Byłem szczęśliwy w domu i szkole, przy znajomych ze szkoły i przy przyjaciołach mojego brata. Nie był moim remedium na nieszczęśliwą rzeczywistość, której doświadczałem w ciągu dnia, a jednak nieustannie mnie do niego ciągnęło i kiedy nadchodził poranek pękało mi serce.
Spotkałem go kiedyś przed lasem. Stał na ulicy i miał na sobie wrotki, drugie trzymał w ręce.
– Umiesz jeździć na wrotkach? – zapytał, gdy tylko się zobaczyliśmy.
– Nigdy nie próbowałem – przyznałem. – ale może okazać się, że mam naturalny talent – dodałem.
Wrotki, które przyniósł dla mnie okazały się być o rozmiar za duże, ale nie chciałem z nich rezygnować.
– Faktycznie masz naturalny talent – skomentował Julian, kiedy po raz kolejny upadłem na asfalt. Położyłem się i śmiałem w kierunku nieba. – Co robisz? – zapytał, jakby był zakłopotany moim zachowaniem i nie wiedział, co zrobić.
– Kiedy wstałem dzisiaj rano nie sądziłem, że będę się w nocy uczuć jeździć na wrotkach – stwierdzałem. – czy to nie zabawne? – zauważyłem, jak zaczął się nieśmiało uśmiechać. – Parę tygodni temu, kto by pomyślał, że będę szlajać się z jakimś podejrzanym typem po lasach? – sprowokowałem go szerszym uśmiechem.
– Podejrzanym? Co we mnie podejrzanego? – nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
– Przyznaj, że to dziwne, że spotkaliśmy się w jakimś opuszczonym budynku w lesie w nocy i do tej pory nie mieliśmy kontaktu poza nim – nagle usiadłem i on zrobił to samo. – A co jeśli, tylko wydaje mi się, że istniejesz? Co jeśli cię sobie zmyśliłem?
– Jesteś aż taki samotny? – zapytał bez przejęcia.
– Nie jestem samotny – zaprzeczyłem.
Przyjaciele jakich miałem, pojawili się zaraz po moim narodzinach i byli to w istocie przyjaciele mojego brata, ale nigdy nikt nie zwrócił na to uwagi – ani na różnicę wieku między nami. Czułem jakbym miał po prostu czworo braci i siostrę.
– Mam brata, przyjaciół i znajomych w szkole – wzruszyłem ramionami.
– Ale z jakiegoś powodu wędrujesz nocami do lasu – zauważył.
– Tak, z jakiegoś powodu to robię – potwierdziłem. – nie mamy nawet wspólnych sekretów, nie znamy się.
– Czułbyś się lepiej, gdybyśmy mieli jakiś wspólny sekret? Co jeśli byłby bardzo mroczny?
Ale nie powierzyliśmy sobie wtedy żadnych mrocznych sekretów. Siedzieliśmy jednak na drodze i zaczęliśmy rozmawiać.
– No dobra, a gdyby cały świat mógłby cię usłyszeć, co byś powiedział? – zapytałem.
– Dlaczego tak usilnie zastanawiamy się nad tym, co powiedzielibyśmy, gdyby cały świat mógł nas usłyszeć? Skąd w ogóle pomysł, że ktoś zechce nas słuchać?
– Takie pytanie byś zadał, żeby sprawić, że zaczną się nad tym zastanawiać? Jesteś cholernie inteligentny – pokiwałem głową z uznaniem.
– To jakaś gra w dwadzieścia pytań? Żeby się lepiej poznać? – zaśmiał się.
– Gdybym chciał cię lepiej poznać, zapytałbym o coś, co dotyczy tego kim jesteś – uznałem.
– A kim jesteśmy, jeśli nie zbiorem opinii?
Mógłbym stwierdzić, że tym pytaniem zamknął mi usta, ale w rzeczywistości miałem je otwarte ze zdumienia. Zaniemówiłem, a on wpatrywał się we mnie i czekał, co zrobię, gdy już przestanę być w tym zawieszeniu.
– Kurwa – wykrztusiłem z siebie w końcu. – naprawdę cholernie inteligentny.
Nie zarejestrowałem momentu, w którym zbliżyłem swoją twarz do jego twarzy, dopóki nie poczułem jego oddechu, gdy powiedział:
– Przeklinasz.
– Widzisz! Nawet tego o mnie nie wiedziałeś. Coś w tym złego? – zaśmiałem się, odrzucając głowę do tyłu.
– Nie – wzruszył ramionami, a potem wstał i pomógł wstać mi.
Jechaliśmy dalej. Czasem chwytał mnie za rękę, momentami jego dłoń znajdowała miejsce na moich plecach, żeby popchnąć mnie do przodu. Kiedy mała droga asfaltowa, na której zawsze mieścił się tylko jeden samochód zaczęła stawać się pełnoprawną ulicą, nie przestaliśmy jechać. W pewnym momencie znaleźliśmy się na jej środku, na podwójnej ciągłej.
– Mam odblaski – powiedział, a ja dopiero wtedy zauważyłem, że faktycznie je miał. Na obu ramionach, kostkach i plecaku. Ja nie miałem żadnego, nie myślałem, że będziemy dzisiaj gdzieś, gdzie samochody mogą nas potrącić. – trzymaj się blisko – dodał. – chyba, że po prostu dam Ci dwa – zareagował szybko i pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie wpadł na ten pomysł. Zdjął sobie jeden z przedramienia i już zaczął schylać się, żeby zdjąć także ten z kostki, ale powstrzymałem go.
– Będę się trzymać blisko – powiedziałem.
Grześ by tego nie pochwalił, to była pierwsza rzecz, jaka przyszła mi wtedy do głowy. Nie, to była druga rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Pierwszą, było powiedzenie na głos Julianowi, że będę po prostu trzymać się blisko niego, jakby miało mnie to uratować.
– I tak weź – usłyszałem, więc wziąłem od niego dwa odblaski. Po chwili miałem je na lewym ramieniu i prawej kostce.
Nie spotkaliśmy żadnego samochodu. Nie słyszeliśmy żadnego klaksonu, nikt nas nie mijał. Czasem się przewracałem, a Julian podnosił mnie z ziemi i jechaliśmy dalej. Miałem wrażenie, że okrążamy planetę, że zrobiliśmy już tak wiele kilometrów.
Dyszeliśmy, jedną z rzeczy, którą najczęściej robiliśmy razem, było męczenie się. Bieganiem, pływaniem – bo w końcu wszedł ze mną do wody – wspinaniem się na drzewa, jeżdżeniem na wrotkach. Wiedziałem w jego oczach szczęście, kiedy to robił i od pewnego czasu także uśmiech na jego twarzy.
W końcu wróciliśmy do miejsca, gdzie spotkaliśmy się wieczorem. Ostatni kawałek drogi pokonaliśmy pieszo, kulejąc. Bolały nas nogi. Podtrzymywaliśmy się o siebie nawzajem.
– To było wyjątkowe, tak? – zapytał.
– Tak – odpowiedziałem.
Po chwili ciszy w końcu złapał oddech.
– I tak mi się podobało – odparł.