Wewnątrz

Zachowanie brata też mnie denerwowało, to w jaki sposób do mnie podchodził i jak się do mnie odnosił, jakbym był z porcelany i mógł rozpaść się w każdej chwili na kawałki. Wydaje mi się, że wtedy zrozumiałem, dlaczego Nathan czasem krzyczał, choć kiedy to robił, chciałem stanąć w obronie brata i prosić, żeby przestał, ale wtedy to zrozumiałem. Wtedy sam miałem ochotę na niego krzyczeć. Bo Nathan miał rację, to takie straszne uczucie.

Miałem wrażenie, że cały czas jest krok za mną, że patrzy na wszystko co robię, że obserwuje i uważnie słucha. Jest czujny. Miałem wrażenie, że cały czas jest krok za mną, a wolałbym, żebyś to ty tam był. Żebym się mógł odwrócić i złapać cię za rękę. Ale nie mogłem.

Zostawił mi kolację na stole. Nawet nie zapytał, czy mam na cokolwiek ochotę. O nic mnie już nie pytał, wiedział, że mnie wkurza, że jego głos doprowadza mnie do szału. Każdy mnie do tego doprowadzał. To też mnie wkurzało, że wciąż się o mnie troszczył.

W dodatku nie byłem głodny. Wciąż chciało mi się wymiotować.

Rzuciłem wtedy talerzem o podłogę, tost z serem wylądował niedaleko drzwi wyjściowych, a fragmenty naczynia roztrzaskały się i leżały w różnych miejscach – pod stołem, przy drzwiach. Jeden kawałek potoczył się do salonu. To właśnie tam siedział Grześ i spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem. Wzrokiem, którego w tamtej chwili nienawidziłem najbardziej na świecie. Bo, wiesz, chciałem, żebyś to ty na mnie patrzył. Pamiętałem jak ty siedziałeś na tej kanapie. Jak po raz pierwszy przyszedłeś do mojego domu i jak rozmawiałeś w salonie z moim bratem. I jak zapytał się, gdzie się poznaliśmy, a ty zaśmiałeś się na głos i odparłeś, że to bardzo wyjątkowe i chciałbyś, by zostało to między nami, a on uśmiechnął się i pozwolił nam zachować tę tajemnicę.

– Poznałem Juliana w lesie – rzuciłem, patrząc na niego wściekle. – W tym budynku, którego istnienia nie kojarzyłeś.

Grześ patrzył na mnie i pokiwał głową, jakby się spodziewał mojego wyznania, ale przecież nie mógł tego zrobić. Wiesz, chyba chciałem, żeby się na mnie wściekł, żeby mnie upomniał, że nie powinienem zadawać się z nieznajomymi, których poznałem w środku nocy w lesie, ale nie musiał mi już tego mówić, bo nie stanowiłeś już żadnego zagrożenia. Nie było cię.

– To jest kurwa pojebane! – wrzasnąłem nagle, a brat zamiast się chociaż wzdrygnąć na ten nagły dźwięk, powoli podniósł się z miejsca i pozbierał leżące na ziemi odłamki talerza i jedzenie, a następnie wrzucił wszystko do śmieci. – Kurwa! – krzyknąłem i kopnąłem w meble z całej siły, jak wtedy w drzewo, kiedy nie umiałem cię znaleźć w lesie. – Kurwa, kurwa, kurwa! – darłem się z całej siły, a Grześ stał w niedalekiej odległości i patrzał na mnie tym wzrokiem. Tym wzrokiem, przez który Nathan momentami go nienawidził i przez który ja teraz także go nienawidziłem. – Ja pierdolę! – wychodziły ze mnie same przekleństwa i chociaż nie miałem siły, ani nawet ochoty się nad tym zastanawiać, przez moment do mojej głowy zawitała myśl: „dlaczego akurat one?”. Bo, wiesz, gdybym wykrzykiwał w przestrzeń randomowe słowa to czy one nie zadziałałyby w taki sam sposób? Czy by mi cię tak samo nie zwróciły?

Łzy spływały mi po twarzy, którą grawitacja ściągała do podłogi. Kopałem meble bez większego przekonania, ale wciąż to robiłem. Zaciskałem mocno zęby i pociągałem nosem, czując jak zaczynają mnie boleć od tego zatoki.

Nagle poczułem dłonie na moim ramieniu i wiedziałem, że to nie ty.

– Zostaw mnie, Grześ – warknąłem. – po prostu się odwal.

– Maciek, nie musisz być z tym sam – powiedział łagodnie. Tak łagodnie jakby myślał, że mam zamiar zamknąć się w swoim pokoju i popełnić samobójstwo.

To był pierwszy raz kiedy o tym pomyślałem. Musisz wiedzieć, że w ogóle nie brałem tego pod uwagę, że kiedy tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, natychmiast ją z niej wyrzuciłem, ale Nathan kiedyś opowiadał mi, że jest taki moment w życiu, kiedy uświadamiasz sobie, że masz taką opcję, że w końcu słyszysz od kogoś słowo samobójstwo, albo sam je wymawiasz, choćby w głowie i ono już z tobą zostaje. I już wiesz, że jest taka opcja, że naprawdę istnieje, że możesz.

Wiem, że nie mogłem, że bez względu na to jak bardzo w tamtej chwili nienawidziłem mojego brata nigdy nie zrobiłbym mu czegoś takiego, że nie chciałem tego robić. Bo, wiesz, wydaje mi się, że ta myśl była na próbę, żebym mógł sprawdzić, jak się czuję ze świadomością, że mógłbym to zrobić. Nathan przedstawiał to podobnie. Ale ja w ogóle nie czułem niczego związanego z tą myślą. To nie była moja opcja.

– Ale ja chcę być sam – odparłem. – jedyny człowiek, z którym chcę teraz być nie żyje, więc pozwól mi być, kurwa, samemu.

Nie patrzałem na niego, to nie tak że nie mogłem na niego patrzeć, po prostu nie potrafiłem znieść myśli, że on patrzałby na mnie, w moje oczy. Moje oczy były dla ciebie.

– W porządku – odpuścił.

Pobiegłem do swojego pokoju natychmiast, zanim by się rozmyślił, a potem wiłem się w na łóżku nie wiedząc, co dalej. Rzuciłem poduszkami o ścianę, ale to nie działało. Nathan czasem rzucał o nią samym sobą, więc też spróbowałem to zrobić, ale to nic nie dało. Nie wiem, czy ból faktycznie mu pomagał, mi nie. Usiadłem na środku pokoju na podłodze, gdzieś między wszystkimi rozrzuconymi rzeczami i zacząłem płakać i krzyczeć.

Sam nie wiem, co takiego wykrzykiwałem, ale czułem czerwoność mojej twarzy, a na dłoniach wychodziły mi żyły. Po jakimś czasie bolało mnie gardło i już nawet płakać potrafiłem ledwo co.

Kiedy zrobiło się ciemno, do pokoju ostrożnie wszedł Grześ, jakby przekraczał bramę posesji, której pilnuje agresywny pies mogący go ugryźć. Taką miałem ochotę. Ugryźć go. Kiedy przyszedł zastanawiałem się, co mu powiedzieć, ale nie miałem ochoty mówić nic, więc nic nie mówiłem. Grześ usiadł na kupce ubrań rozrzuconej obok mnie.

– Wiem, że jest ci ciężko – powiedział. – ale będzie lepiej, obiecuję.

I, wiesz, Grześ zawsze był moim idolem i mówił bardzo mądre rzeczy, ale w tamtej chwili miałem ochotę go wyśmiać. Jak mogło być lepiej?

– Nie będzie – odparłem.

– Teraz tak mówisz, chodzi o to, że czas… – ugryzł się w język, wręcz zobaczyłem jak to robił. Bo czas nic nie daje, wiedział, że nie, widział ojca po śmierci mamy i wiedział, że czas nie działa, że jest tylko gorzej. – będzie lepiej – powtórzył po chwili.

– Twój przyjaciel żyje – rzuciłem.

Widziałem, jak zgiął się wpół i łzy zebrały mu się do oczu, ale starał się pohamować. I, wiesz, wtedy jeszcze to do mnie nie dotarło, ale wiem, że nie powinienem mu tego mówić, bo przecież Nathan ledwo żył. Zawsze ledwo to robił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *