Chcę, żebyś wiedział, że ta decyzja wymagała ode mnie wielu tygodni, że spędzała mi sen z powiek, że ten moment, w którym w końcu porozmawiałem z nauczycielem nie był moim pierwszym podejściem, ani pierwszą próbą. Jeśli cię tym zdradziłem to przepraszam, ale nie mogłem się pogodzić z faktem, że ten projekt zostanie już tylko projektem.
Pamiętasz jak mi powiedziałeś o tym, że niedługo umrzesz? I jak zapytałem się, czy jest coś, co chciałbyś zrobić przed śmiercią, a ty kazałeś mi przestać zachowywać się jak twój tata? I to jak mi jakiś czas później powiedziałeś, że musisz dokończyć projektować twoją maszynę?
Tak naprawdę zapytałem cię wtedy, dlatego, żeby nigdy do tego nie dopuścić. Wybacz, że tak pomyślałem, ale, wiesz, książki i filmy, to zawsze wygląda tak samo – człowiek jest umierający dopóki nie spełni swojego życiowego celu, bo po nim umiera, a ja nie chciałem, żebyś umarł. Dlatego gdybyś mi powiedział, że najbardziej na świecie marzysz o zaprojektowaniu tej przeklętej maszyny to zrobiłbym wszystko, żeby ci to utrudnić. Nie powiedziałeś mi nic takiego, ale była to rzecz o tobie, którą po prostu wiedziałem, której nigdy nie musiałeś mi powiedzieć, żebym wiedział. Bo, wiesz, ja mam wrażenie, że znaliśmy się o wiele lepiej, niż powinniśmy, niż by na to wskazywał nasz czas spędzony razem i nasze rozmowy. Dlatego mimo że nigdy nie powiedziałeś mi, że dokończenie tego projektu to twój życiowy cel, ja wiedziałem, że tak właśnie jest i gdzieś w głębi duszy bardzo nie chciałem, żebyś go skończył.
I nie skończyłeś.
Mimo wszystko mam nadzieję, że nigdy znacząco nie utrudniałem ci spełnienia tego marzenia, bo okazało się, że ludzie umierają nawet jeśli nie dokończą pewnych swoich spraw. Że odchodzą, a te sprawy po prostu pozostają niedokończone.
Chciałbym wiedzieć, co myślałeś wtedy w szpitalu, kiedy może wiedziałeś, że umierasz. Czy pomyślałeś o tym projekcie, czy żałowałeś, że go nie skończysz. Bo, wiesz, to że zdawałeś sobie sprawę, że już tego nie zrobisz, jestem pewien.
Przez ostatnie tygodnie stale myślałem o twoim notesie pod moim łóżkiem. Raz w przypływie złości prawie go wyrzuciłem przez okno, za co przepraszam, nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie czułem się źle z tym, że jest on pod moim łóżkiem, ale nieustannie myślałem o tym, co zawarłeś na jego stronach.
Od kiedy twoi rodzice mi go dali próbowałem dojść do porozumienia ze samym sobą, aż w końcu podszedłem do mojego wychowawcy, który spędzał swój wolny czas w pokoju nauczycielskim.
– O co chodzi? – zapytał, kiedy stanąłem już niedaleko niego.
To śmieszne, ale na usta cisnęły mi się takie słowa, jak „obiecał Pan, że w razie czego mogę się zgłosić” i tym podobne. Te sformułowania nie wiedzieć czemu naprawdę mnie bawiły i nie chciałem wypowiadać ich na głos, dlatego zapytałem wprost:
– Jest pan dobry z fizyki?
Nauczyciela zaskoczyło mojego pytanie.
– Wydaje mi się, że nie lepszy, niż nauczycielka, która uczy tego przedmiotu – zaśmiał się. – może nawet nie lepszy, niż ty.
– Potrzebuję pomocy z dokończeniem tego – rzuciłem i pokazałem mu wnętrze twojego zeszytu. Przepraszam, jeśli cię tym uraziłem, ale – sam nie jestem w stanie tego zrobić.
Chcę, żebyś wiedział, że nie był to przypadkowy nauczyciel, że nie poszedłem do nauczycielki fizyki mimo że może właśnie to powinienem zrobić, naprawdę miałem do niego zaufanie. I jeśli cię to nie przekonuje to przykro mi, ale to on był zawsze moim największym wsparciem w całej szkole.
Długo wpatrywał się w zapisane drobnym, pochyłym pismem strony, aż powiedział w końcu, że może mi w tym pomóc.
– Musiałbym tylko przypomnieć sobie parę zasad, może nawet skonsultować się z twoją nauczycielką, jeśli ty nie chcesz tego zrobić. Mimo wszystko uważam, że jakoś nam w tym pomoże.
Bo, wiesz, chyba właśnie dlatego tak bardzo go uwielbiałem, za to że się angażował. W każdą sprawę, z którą przychodziłem. Bo to dzięki niemu mogłem potem aplikować na tę prestiżową uczelnię, o której ci mówiłem, to on wyszedł z inicjatywą, kiedy ja jeszcze nawet nie wiedziałem, że chciałbym to osiągnąć, to on pomagał mi w przygotowaniach do egzaminów na nią i prowadził mnie przez formalną stronę. Nie mój brat, tylko on. Nawet kiedy mu powiedziałem, że nie mam pojęcia, co chciałbym w życiu osiągnąć. Kiedy mu powiedziałem, że nie potrafię się zdecydować na kierunek studiów, chciałem zagłębiać literaturę, chciałem poznawać języki, chciałem iść w stronę, którą pokazał mi Nathan, ale jednocześnie wiedziałem, że to nie jest pożyteczne, że słowa są piękne, ale nie uratują nikomu życia, więc się wahałem, chciałem pracować w zawodzie, który ma znaczenie – może pracować nad nowymi lekami i terapiami dla osób chorych, może nawet tworzyć wynalazki pomagające w leczeniu, ale gdzieś w tym wszystkim chciałem przechadzać się w płaszczu starymi korytarzami, z książką w ręce i odpowiadać „dzień dobry” osobom, które zwracałyby się do mnie „profesorze” to on powiedział, że nie szkodzi, że o tym mogę zdecydować później.
– Czyli mogę z tym się do Pana zgłosić za jakiś czas? – zapytałem dla pewności, a on przytaknął.
– Tak, to będzie dla nas spore wyzwanie, ale myślę, że sobie poradzimy.
Przepraszam, jeśli nie chciałeś, by potraktował twój projekt jako coś naszego, wspólnego i przepraszam, jeśli nie chciałeś, żebym go w to wciągnął. Wahałem się zanim go zapytałem, wahałem się, kiedy zaczął mi pomagać i pewnie będę się wahać do końca życia. Bo może wolałeś, żeby coś co było twoje, twoje pozostało, nawet jeśli nieskończone. Ale skończyliśmy. Nie wiem, czy sprawiłoby ci to radość, czy wręcz przeciwnie. Chcę, żebyś wiedział, że dla mnie to zawsze będzie twój projekt i tylko twój. Chcę, żebyś wiedział, że przenigdy nie zbuduję tej maszyny, bo nie mógłbym znieść myśli, że jej nie widzisz, że nie możesz zobaczyć jak działa, ale chcę, żebyś wiedział, że to co robiłeś miało sens. Że zadziałałaby dzięki tobie.
– Mogę zapytać skąd to masz? – nie wiem, czego się spodziewał, ale kiedyś, gdy pomagałem mu przy porządkowaniu w klasie po prezentacji, zapytał, co u mnie słychać, a ja mu powiedziałem, że poznałem kogoś wyjątkowego i może to niezbyt taktowne, żeby o tym rozmawiać z nauczycielami, ale tak właśnie mu powiedziałem. A potem zadzwonił do niego mój brat z informacją, że jestem w kiepskim stanie i kiedy pytał o zeszyt, czułem, że on o tym wszystkim pamiętał, że połączył kropki.
A przynajmniej mam nadzieję, że tak właśnie było, bo nie chciałem go zostawiać bez odpowiedzi, ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Przez gardło nie potrafiło mi przejść żadne słowo, nawet to, że „dostałem”, bo coś w mojej głowie pewnie dodałoby: „w spadku”, a tego bym nie wytrzymał.