Na zewnątrz

Nie chciałem tego, ale podświadomie zacząłem analizować każde jego zachowanie. I zacząłem się bać tego, że biega. A biegał szybko. Czasem tak szybko, że nie byłem w stanie go dogonić i tak daleko, że mieliśmy problem, by wrócić. Zawsze wracaliśmy, a on zawsze przeżywał ten bieg, ale w jego trakcie bardzo się bałem. Widziałem, że źle się czuł, że potem, kiedy leżeliśmy na ziemi to dyszał ciężej, niż ja. I pewnie miał większe mroczki przed oczami. Może też bardzo bolało go serce, ale przy tym się uśmiechał. Czasem to widziałem, a czasem po prostu czułem, że się uśmiecha. Szeroko, więc ja też się uśmiechałem i w tej całej ciemności, którą mieliśmy przed oczami, i w ucisku w klatkach piersiowych byliśmy naprawdę szczęśliwi, bo biegliśmy.

Myślę, że on w taki sposób się sprawdzał. Sprawdzał, do czego jest w stanie jeszcze zmusić swój organizm, zanim nie umrze i ta myśl nie dawała mi spokoju.

– Wiesz… – zaczął, ale musiał wziąć jeszcze parę dodatkowych wdechów, by mówić.

Cisnęło mi się na usta, żeby zapytać, czy wszystko w porządku, jak się czuje, ale wiedziałem, że tego nie chce. Czułem się źle ze sobą przez to, że wciąż o tym myślałem, ale nie mogłem nic na to poradzić. Nie wiedziałem nawet, w jaki sposób przeprowadza się reanimację. Ani gdzie dokładnie jesteśmy, żeby móc wezwać karetkę. Bo choć czułem się przy nim jak w domu, wiedziałem, że jesteśmy daleko od niego.

Nie chciałem szukać tego jeziora w dzień, bo może okazałoby się, że to bliżej, niż nam się wydawało, a nie zniósłbym tej myśli. Chciałem wierzyć, że co noc zapuszczaliśmy się na kraniec świata.

– …mój tata bardzo na mnie naciska, żebym robił różne wyjątkowe rzeczy w życiu, bo przecież, chociaż nigdy mi tego nie powiedział wprost, mogę nie mieć na nie zbyt wiele czasu, rozumiesz – powiedział w końcu po tym jak jego oddech wrócił do normy. Usiadł i zaczął mówić. – To bardzo odważne z jego strony, żeby namawiać mnie do wyjątkowych rzeczy, bo przecież… myślisz, że pozwoliłby mi skoczyć na linie z wysokości? – zaśmiał się. – Oczywiście ma na myśli inne szczególnie wyjątkowe sprawy, kiedyś zaproponował mi wybranie się na koncert jakiegoś mojego idola, ale, nie uwierzysz, okazało się, że żadnego nie mam – zaśmialiśmy się. – wymyślał też różne wycieczki za granicę, bo przecież powinienem zobaczyć świat. Po co mi to? Czy on myśli, że po śmierci będę opowiadał innym duszom o tym jak wygląda jakaś najwyższa góra świata? – znów zaczęliśmy się śmiać.

I ja naprawdę potrafiłem zrozumieć absurd tej sytuacji, ale jednocześnie miałem ochotę zmusić go, by wsiadł w pierwszy lepszy samolot i zwiedził coś więcej niż ten las.

– Dorabiam sobie w warsztacie samochodowym – powiedział, a mnie to nie zdziwiło. Potrafiłem go sobie wyobrazić pochylonego nad maską samochodu. To był najbardziej oddany jego obraz, jaki miałem w głowie. – tata nie potrafi się z tym pogodzić.

Wszystko co robił miało być zwyczajne, czasem zastanawiałem się, czy w ten sposób próbuje zrobić ojcu na złość. Przeżyć najzwyczajniejsze życie jakie się dało, żeby jego tata czerwieniał przez to ze złości. Ale chociaż o tym nie wiedziałem, myślę, że jego tata nigdy się o to nie złościł. Nie bezpośrednio, może to była tylko frustracja powodowana bezsilnością. Bezsilność powodowana smutkiem, bo chociaż nie mógł uratować swojego syna, chciał zrobić wszystko, by mu chociaż umilić czas, żeby wyglądało na to, że robi cokolwiek w związku z jego życiem.

Grześ robił to samo. Nie mógł zabronić Nathanowi umierania, chociaż bywało tak, że myślał, że jest inaczej, ale nie mógł mu tego zabronić, więc starał się by ten robił rzeczy, którymi myślał, że go ratuje, ale żaden z nich ich nie ratował. Ratowali tylko swoje wyrzuty sumienia, starali się zagłuszyć ten głos, który im mówił, że nic nie robią, starali się udawać, że nie są tacy bezsilni jak byli naprawdę.

I ja też to rozumiałem, bo też poczułem, że muszę pomóc Julianowi spełnić każde jego marzenie. Nawet jeśli ich nie miał. Nawet jeśli tak jak jego tata, spełniałbym swoje własne marzenia jego kosztem.

– Spełnianie marzeń uzależnia – powiedział. – Spełniasz jedno z nich i nie zdążysz nawet nabrać powietrza, a już za chwilę masz tysiące kolejnych pomysłów. I może już za drugim razem nie dążysz nawet do jednego z nich, a do wielu na raz i to cię gubi.

– Co jest złego w uzależnianiu się od spełniania marzeń?

– Co jest złego w uzależnianiu się od alkoholu? – zapytał prowokująco.

– Alkohol wyniszcza organizm – wyjaśniłem oczywistą rzecz. – Marzenia nie psują ci zdrowia.

– Ale ci go nie poprawią. Spełnianie marzeń cię nie uratuje od śmierci. Boję się, że kiedy będę musiał przestać, nie będę mógł się z tym pogodzić.

– Czyli wolisz nie zaczynać?

– To nie takie smutne, jak próbujesz to przedstawić – roześmiał się.

A jednak było mi smutno z tego powodu, bo chociaż potrafiłem zrozumieć jego motywacje, chciałem, żeby zmienił zdanie, żeby się bawił. I coś mi w głowie dodawało: „póki może”, choć starałem się wypchnąć te słowa poza świadomość.

– Przestań się tym przejmować – rzucił.

– Przepraszam – odparłem, a on stanął, odwrócił się w moją stronę i pokręcił głową.

– Powiem ci coś zabawnego na rozluźnienie – zapowiedział. – Mój tata jest analitykiem. Codziennie siedzi osiem godzin w biurze pochylony nad ekranem komputera, a kiedy wraca do domu zwykle ogląda teleturnieje w telewizji – przez chwilę staliśmy w zupełnej ciszy, a potem zaczęliśmy się śmiać. Śmialiśmy się głośno, tak bardzo niewspółmiernie głośno do tego, co powiedział. – Jak można oczekiwać od dziecka, że pójdzie określoną drogą, skoro jego rodzice skręcili?

Śmialiśmy się dalej i szliśmy przed siebie, aż słońce zaczęło wschodzić.

– Maciek – zwrócił na siebie uwagę.

Dawno przestałem mówić mu o wschodzie. Nie chciał nic wyjątkowego, ale wtedy sam spojrzał w górę i powiedział, że bardzo lubi te kolory.

– Spotykanie się po nocach z tobą, to jedyna wyjątkowa rzecz w życiu, którą chcę przeżywać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *