Byłem coraz bardziej zmęczony. Jeszcze parę miesięcy temu w dni takie jak ten, wolne od szkoły i wszelkich innych obowiązków, zrywałem się z łóżka, by biec Ci na spotkanie, ale potem byłem już tylko zmęczony. Nie postanawiałem spędzać całego dnia w pod kołdrą, ale zwyczajnie nie widziałem powodu, by spod niej wyjść.
Odruchowo sięgałem po telefon, ale nic nie pisałeś. Ignorowałem wszystkie inne wiadomości. Imiona wszystkich osób zlewały mi się w jedno, żadne nic mi nie mówiło. Żadne zdjęcie profilowe nie sprawiało, że zatrzymywałem się na nim palcem. Wszyscy wyglądali na nich tak samo. Miałem nawet wrażenie, że robiąc sobie zdjęcia telefon ustawiali pod tym samym kątem. To nic złego, wiem, że o moim można powiedzieć dokładnie to samo, ale Twoje było inne. Wisiałeś na nim do góry nogami. Twoje oczy patrzały na mnie z dołu, gdy odbierałem wiadomości od Ciebie. Nie otwierałem naszej konwersacji, bo wiedziałem, że to nie pomoże, a wręcz przeciwnie, ale zatrzymywałem się przy Twoim zdjęciu.
Grześ powiedział mi, że nie muszę iść do szkoły, jeśli nie mam na to siły, ale na co w ogóle ją miałem? Ledwo chciało mi się otwierać oczy. Twoją wiszącą do góry nogami twarz znałem na pamięć. Wstawałem więc i mimo wszystko próbowałem się zmusić do wszystkiego, co wiązało się ze szkołą. Począwszy od zjedzenia śniadania.
Nie pamiętam, żebym w tamtym czasie dostawał na swoim talerzu od brata cokolwiek innego niż tosty, ale nie potrafiłem się nimi cieszyć. Bo, wiesz, przestały przypominać mi czasy, kiedy byłem dzieckiem, a Grześ je dla nas robił. Jak mówił, że to najlepsza potrawa na świecie i że nawet z twardej bułki i kawałka sera może powstać, coś wybitnego. Opowiadałem ci, jak robił mi je do szkoły i pakował tak by nie straciły ciepła. Zawsze robił więcej, bym mógł się podzielić z innymi dzieciakami, bo dobrze wiedział, że gdy zapach ciepłego tosta rozchodził się po korytarzu, wszyscy mieli na niego ochotę. Teraz kojarzyły mi się tylko z tobą.
Z tym jak powiedziałeś, żebyśmy wzięli coś ze sobą na nocny spacer, a potem staliśmy przez kwadrans i opiekaliśmy kolejne kanapki. I jak później już zawsze je u mnie jedliśmy. Czy zaproponowałem ci kiedyś cokolwiek innego do jedzenia u mnie w domu? Nie byłem już dzieckiem, tosty kojarzyły mi się już tylko z nami. Jak wszystko inne.
Grześ zawiózł mnie do szkoły i patrzał jak przechodzę przez drzwi wejściowe, jak wnikam w lawinę tłumu. Nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć, że czekał, że odjechał dopiero po przekroczeniu przeze mnie progu budynku.
Starałem się być obecny na zajęciach, ale moje myśli odpływały coraz częściej, polecania zadań musiałem czytać wiele razy, a kiedy stanąłem przy tablicy, miałem ochotę się rozpłakać.
– Maciek, w porządku? – zapytał nauczyciel. – Zacznij od podstawienia do wzoru – podpowiedział.
Uśmiechnąłem się pod nosem, byłem mu wdzięczny, ale mimo że doskonale wiedziałem, w jaki sposób rozwiązać to zadanie, czułem, że nie jestem w stanie tego zrobić.
Oczy zaszkliły mi się i stojąc tyłem do klasy, słyszałem jak nauczyciel mówi:
– Czy ktoś inny chciałby się tym zająć? Na plusa? – zachęcił.
Po chwili Zuza stanęła obok mnie i wzięła mi pisaka z ręki.
– Usiądź – szepnęła, a ja jej posłuchałem.
Na przerwach szedłem do łazienki, nie chowałem się tam, było tam mnóstwo ludzi, ale co przerwę czułem, że muszę przemyć twarz dużą ilością zimnej wody i to właśnie robiłem. Bo, wiesz, czułem się śpiący, czułem, że zasypiam na stojąco, że jestem pod wpływem silnych środków nasennych, których ktoś dosypał mi bez mojej wiedzy. I wciąż miałem ochotę płakać, cały czas. A moje myśli krążyły wśród beznadziejnych rzeczy, wokół tego, że cię straciłem, wokół pustego lasu, wokół szpitala i wokół mojego brata, który wydawał mi się smutniejszy, niż po śmierci rodziców. Może on też rozumiał różnicę. Może on też widział, że byłeś żywszy, niż tata kiedykolwiek był.
– Jak tam? – zapytał ktoś za moimi plecami, kiedy prostowałem się nad zlewem z mokrą twarzą. Widziałem w lustrze cztery osoby i jak zwykle byłem przekonany, że nigdy wcześniej z nimi nie rozmawiałem.
– W porządku – powiedziałem i wyszedłem z łazienki.
Chciałem napisać do Nathana, że źle się czuję, do Tomka, Piotrka, czy Dagmary, ale wiedziałem, że każde z nich powie o tym Grzesiowi. Widziałem, że on widział, że nie jest okay, ale nie chciałem go w tym upewniać. I, wiesz, wtedy dotarło do mnie, że jestem samotny, więc usiadłem na ławce na korytarzu i zacząłem płakać. A potem działy się rzeczy. Zuza, inni moi znajomi, nauczyciele, nawet dyrektor i wylądowałem w pokoju nauczycielskim, mając przed sobą herbatę.
– Zadzwoniłam do twojego brata, będzie jak najszybciej – usłyszałem i poczułem strach, bo co jeśli faktycznie miał zamiar być jak najszybciej niezależnie od tego jakim kosztem? Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy w ogóle dojedzie.
– Mogła pani tego nie robić – powiedziałem. – nic mi nie jest.
Bo, wiesz, co takiego mi było? To ty umarłeś. Czy ja w ogóle miałem prawo się tak czuć i tak zachowywać? Wydawało mi się, że twoje odejście powinno być tragedią dla świata, a okazało się, że było tylko dla mnie, więc może to była moja wina, może nie powinienem się wcale tak czuć.
Grześ wszedł do środka w tym samym momencie, w którym mój wychowawca zapytał o to, czy wypełniłem dodatkowe dokumenty na uczelnię.
– Nie wiem, czy w ogóle na nią pójdę – rzuciłem obojętnie. Wizja studiowania była dla mnie w tamtej chwili tak odległa, jak ty, a to wydawało mi się przerażające. Jeszcze bardziej, niż wyjazd z kraju, bo to przecież dalej od ciebie, nawet jeśli cię już nie było.
Zaczął mówić dalej, widziałem, że chce odwrócić moją uwagę od ciebie, ale właśnie dlatego mu na to nie pozwalałem. Póki mogłem myśleć o czymkolwiek, chciałem myśleć o tobie.
Grześ wszedł do pokoju nauczycielskiego i natychmiast podszedł do mnie.
– Jak się czujesz? – nawet nie musiałem go słuchać, by to usłyszeć.
Wzruszyłem ramionami.
Pamiętam, jak kiedyś zapytałeś mnie, czy nie chciałbym, żebyś dostał się na uczelnię, a ja odpowiedziałem, że cieszy mnie twoje szczęście niezależnie od tego, co wybierasz. Roześmiałeś się i powiedziałeś, że to bardzo dramatyczna wypowiedź, ale nie znałeś tego co siedziało mi w głowie, to było bardziej dramatyczne. Bo tak naprawdę chciałem ci odpowiedzieć to samo, co Grześ powiedział tamtego dnia mojemu wychowawcy:
– Chcę, żeby przeżył.
Kiedy to powiedział do mojej głowy przyszło mnóstwo myśli, jedne straszniejsze od drugich, bo ja też chciałem tylko, żebyś przeżył, ale podniosłem głowę i uświadomiłem sobie, że to nie ja to powiedziałem. Że może jestem dla Grzesia Nathanem, że to dlatego jest smutniejszy. Bo zaczynam być jego najlepszym przyjacielem.
– Przepraszam – odezwałem się, a on jeszcze bardziej poszarzał.