Wszystkim się zawsze wydawało, że Grześ jest najsilniejszym człowiekiem na ziemi. Było bardzo mało osób, które widziały, jak płakał z bezsilności. Też nigdy go nie widziałeś. Nie wiedziałeś go, kiedy wątpił, bo Grześ się wtedy chował. Najczęściej chował wtedy głowę w kolanach Nathana. Dlatego wszystkim się wydawało, że nic nie jest w stanie go złamać, ale było go w stanie złamać bardzo wiele rzeczy. Wtedy złamał go mój widok.
Wszedł do mojego pokoju – pewnie pukał, bo wiesz, że zawsze to robi, ale ja nie słyszałem pukania – i zastał mnie leżącego bez siły na łóżku. I to go załamało. Właśnie takie rzeczy to robiły. Pewnie myślał o Nathanie. Zawsze o nim myślał. I może zaczął nas wtedy porównywać w głowie, uświadamiając sobie, co się dzieje.
Nie miałem siły robić czegokolwiek po szkole, nie wychodziłem do lasu. Nie odrabiałem lekcji, ledwo byłem w stanie dotrzeć do szkoły.
Jednego dnia, Grześ pomagał mi ubrać buty i powiedział, że nie muszę wychodzić.
– Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz – powiedział, ale na pewno nie to miał na myśli. Jak wiele czasu potrzebowałem? Czy mówiliśmy o takiej samej ilości? Może Nathan też wciąż dawał sobie czas, a jednak wszyscy mu go zabierali, mówili mu, że wystarczy. Kiedy mi by to powiedzieli?
– Nie chcę go marnować – powiedziałem.
Naprawdę czułem, że marnuję swój czas. Nie musiałem się wiele uczyć, żeby mieć dobre oceny, ale, wiesz, wyniki to nie wszystko, bo czułem, że mógłbym posiadać więcej wiedzy.
Może było to u nas rodzinne – pogoń za wiedzą, a może to po prostu kwestia wychowania, tego, że Grześ robił to przy mnie tak wiele razy.
Kiedy leżałem na łóżku wpatrzony w sufit, czasem zapominałem, że cię nie ma – to były jedyne piękne sekundy w tamtym okresie. Wyobrażałem sobie, że wspólnie nic nie robimy, ale potem odwracałem się w stronę, z której powinien dochodzić twój oddech, a jego nie było. Ciebie też nie.
Wiesz, może to dobrze, że nie żyjesz. Może twój tata powinien się cieszyć, przynajmniej nie będziesz marnować swojego życia, bo już go nie masz.
Poznałem twoich rodziców tamtego dnia w szpitalu. Wiedzieli, że wymykasz się nocami, bo, wiesz, oni nie byli moim bratem, który czekał, by upewnić się, gdzie jestem, ale słyszeli twoje kroki na schodach. Nie byłeś tak cichy jak myślałeś.
Twój tata powiedział mi, że kiedy pierwszego poranka wróciłeś do domu i zobaczył twoje zabłocone buty próbował cię wypytać o to, gdzie byłeś, ale ponoć miałeś na twarzy uśmiech. Niektórzy rodzice widzą uśmiech na twarzy dzieci nawet kiedy ich tam nie ma. Może po prostu chciał myśleć, że robiłeś coś wyjątkowego. Może pozwalał ci wychodzić, bo snem marnowałbyś swoje życie.
Ponoć powiedziałeś mu, że to nie jego sprawa i że ważne jest tylko to, że skądkolwiek wróciłeś, wróciłeś żywy. Ale kiedyś w końcu nie wróciłeś. Nocowałeś u mnie nawet go nie powiadamiając, zwierzył mi się, że czekał tamtego dnia na telefon ze szpitala, aż w końcu sam tam zadzwonił i kiedy powiedzieli mu, że nie przywieziono tam ani ciebie ani twojego ciała, wyobrażał sobie, że robisz wyjątkowe rzeczy. Wydaje mi się, że on dawał ci swobodę właśnie dlatego. Że nie ograniczał cię, bo wierzył, że na wolności zrobisz wszystko, ale my po prostu jedliśmy pizzę. Tłumaczyłeś mi fizykę, a ja czytałem ci książkę, a później wróciłeś do domu i spotkaliśmy się kolejnego dnia w nocy.
Powiedziałem twojemu tacie, że chwile, które razem spędzaliśmy nie mogły być bardziej wyjątkowe, opowiadałem mu jak skakaliśmy do jeziora i wspinaliśmy się na drzewa.
Drzewa w mojej opowieści były wyższe, jezioro głębsze, gwiazdy jaśniejsze, a ty śmiałeś się o wiele więcej niż w rzeczywistości. Chyba mi uwierzył, bo zaczął płakać i przysięgam ci, że twoja mama razem z nim.
Ja też zacząłem płakać, bo, wiesz, chyba naprawdę uwierzyłem w wysokość drzew z mojej opowieści.
Kiedyś zażartowaliśmy sobie, że jestem na tyle samotny, że sobie ciebie wyobrażam, może naprawdę to robiłem. Może istniałeś tylko w mojej wyobraźni. Może nigdy nie wybiegłeś za mną z tamtego budynku. A może to ja nigdy nie pobiegłem za tobą. Może spojrzałem tylko na tę ciemną sylwetkę uciekającą przed ochroniarzem i nie ruszyłem się z miejsca. Może ta ciemna sylwetka wcale nie była tobą. Może w ogóle cię nie było.
Coraz bardziej bałem się, że znikniesz z moich wspomnień. Grześ siadał przy mnie i czasem widziałem, jak płacze, może też się bał, że mu znikasz, a może to tylko ja mu znikałem powoli.
Nie wiedziałem, co robić. Czy odtwarzać w głowie nasze wspólne chwile, żeby ich nie zapomnieć, bo co jeśli mogłem je wyczerpać? Co jeśli im częściej o nich myślałem tym bardziej się zacierały?
W tamtym momencie już niczego nie byłem pewien. Nic co było związane z tobą nie było pewne. Już prawie wróciłem wtedy do punktu wyjścia, bo znów zaczynałem wątpić w to, że umarłeś. Ale może byłeś po prostu jak moja mama.
– Chcesz obejrzeć ze mną jakiś film? Zamówię pizzę.
Grześ próbował wyciągać mnie z łóżka, a ja mu nie odmawiałem, bo widziałem tyle bólu na jego twarzy. Widziałem w jego oczach odbicie i nie było w nim mnie. Patrzał na Nathana, który nie wychodził ze swojego pokoju przez pół roku, który w nim prawie umarł.
Siedziałem więc z bratem przed telewizorem, ale żaden z nas nie śledził tego, co działo się na ekranie. Grześ czekał, aż jem przynajmniej dwa kawałki pizzy, a ja czekałem na ciebie. Na to aż wejdziesz bez pukania, tak jak mój brat cię tego nauczył – bo, wiesz, on mówił poważnie, że do przyjaciół się nie puka, po prostu nie chciał nigdy straszyć Nathana – i oznajmił, że idziemy na spacer.
Byłem gotowy wyskoczyć spod koca w każdej chwili, ale ty nie przychodziłeś.
– Grześ, czy ty go kiedyś widziałeś? – zapytałem, patrząc na drzwi.
– Juliana? Oczywiście, że tak, był tu nie raz.
Więc dlaczego już cię nie widzimy? Jak to możliwe, że człowiek znika?
Wiedziałem, że jesteś gdzieś zakopany i czasem bardzo chciałem odkopać twój grób, bo co jeśli zakopano cię żywcem? Co jeśli trumna byłaby podrapana od środka?
– Chciałbym, żeby wrócił – powiedziałem i nie odwróciłem głowy, ale wiedziałem, że pokiwał głową. Że też by chciał wielu rzeczy. Że chciałby, żebym to ja już wrócił z tego lasu.