Na pulpicie mojego laptopa panuje nieporządek. Mnóstwo folderów i luźnych dokumentów porozrzucanych po całym jego obszarze. Tapeta jest zbędna, i tak nie ma nawet kawałka miejsca, gdzie mogłaby się ujawniać, dlatego w tle jest jedynie czerń – żeby białe nazwy plików były dobrze widoczne. Prawie z nich jednak nie korzystam, choć znam ich układ na pamięć, z łatwością odnajduję wszystko, co wydaje mi się w danej chwili niezbędne. Panuję nad tym chaosem, jakby krzesło, na którym siedzę, było tronem.
Oczy płyną po tekście, a palce po klawiaturze – notuję. Czasem, kiedy wracam do moich notatek po minięciu stanu pobudzenia, okazuje się, że przez zbyt duże zaangażowanie włożone w to, co robię – niektóre zdania są żywcem przepisane z lektury. Gdy zapominam, czym się zajmuję – wszystko jest istotne.
Odwracam się w stronę regału, aby sięgnąć po konkretne opracowanie, bo przyszło mi do głowy, że mógłbym znaleźć tam coś, co mi się przyda, ale już podczas obrotu zapominam, jaką miałem myśl.
Niebieskie światło laptopa, zmieszane z cieplejszym odcieniem żółtego światła małej lampki tuż przy nim, od dłuższego czasu mi dokuczało, ale dopiero teraz, kiedy spoglądam na biblioteczkę pogrążoną w ciemności, oczy dają do zrozumienia, że wystarczy. Wystarczy patrzenia.
Kręgosłup dodaje, że siedzę też już wystarczająco długo – nawet jeśli to sala koronacyjna.
Wzrok kieruję z powrotem w stronę ekranu i mrugam raz za razem, próbując dostrzec małe cyferki w dolnym rogu. Nie potrafię jednak wyostrzyć na tyle obrazu.
W końcu poddaję się, sięgam zamiast tego po telefon i to na nim próbuję odczytać godzinę. Blokuję go po chwili i odkładam na biurko, po czym dociera do mnie, że mój mózg nie przyjął do informacji tego, o co go prosiłem, jakby był zbyt zmęczony, chociaż proszę go już tylko o tę jedną rzecz. Ponownie biorę telefon do ręki i tym razem staram się skupić na tej czynności większą uwagę.
Przebiega mi przez głowę wszystko, do czego wykonania zobowiązałem się jutrzejszego dnia. Godziny pracy nie robią na mnie wrażenia.
Unoszę ręce, żeby przetrzeć sobie nimi twarz, ale w połowie drogi zastygam w bezruchu. Wzdycham i zaczynam czuć coraz większą irytację. Po raz trzeci już patrzę na zegarek, tym razem tak długo, aż nie upewnię się, że zachowam godzinę w pamięci – odczytuję ją całą, a następnie cyfra po cyfrze. Mój umysł drażni się ze mną i co rusz wyrzuca ją jednak z mojej pamięci. Minuty zmieniają się dwukrotnie, gdy ja wciąż wpatruję się w ekran.
Wreszcie dociera do mnie i okazuje się, że moje plany nie mają nic wspólnego z jutrem – to już dziś. Dodaje mi to motywacji do wstania, choć czuję, jakbym miał się rozpaść zaraz po ruszeniu się z fotela.
Waham się przez moment, ale ostatecznie nie wyłączam laptopa, usypiam go tylko – tak jak i ja powinienem już zasnąć – jeśli przypomni mi się coś jeszcze, co będę musiał sprawdzić, nie będę marnował czasu na jego ponowne uruchomienie.
Gaszę lampkę, po ciemku zamykam drzwi gabinetu i kieruję się do swojej sypialni, sunąc ręką po ścianie, bo moje oczy nie są w stanie się prędko przyzwyczaić do ciemności.
Uświadamiam sobie, że przemierzam korytarz w ciemności, i uśmiecham się mimowolnie pod nosem.
Gdy tylko kładę się do łóżka, schodzi ze mnie cała energia i adrenalina, którą niedawno odczuwałem. Z moich ust wydostaję się jęk, bo zaczynam czuć, że mam plecy i głowę.
Jeszcze niedawno było wczoraj, a wczoraj nie mogłem zasnąć – mój organizm był zbyt pobudzony, a umysł podsuwał mnóstwo pytań, których nie potrafiłem ignorować. Każda odpowiedź rodziła kolejne pytania, na które odpowiedzi musiałem znaleźć natychmiast. Owo natychmiast trwało godziny.
Teorie to jedynie szablony pozwalające zrozumieć rzeczywistość, nie ona sama, ale ludzie ich potrzebują. Moi bliscy mieli więc różne teorie na temat tego, co się ze mną dzieje – dlaczego mój organizm czasem dodaje mi mnóstwo energii i odbiera ból. Może nigdy nie myśleli nad tym celowo, ale tworzyły się one w ich umysłach samoistnie, jak w moim pytania.
Oprócz mojego brata i przyjaciela nikt nigdy nie widział mnie w takim stanie. Wszyscy jedynie o nim słyszeli, a nasze słowa były pułapką, w którą ich zamykaliśmy. Nie mogli wyjść poza nią.
– Może gdybyś dał sobie przeżyć żałobę jak normalny człowiek… – Usłyszałem od Natalii krótko po pierwszym takim incydencie. To była pierwsza teoria, jaką otrzymałem, która jej zdaniem wyjaśniałaby wszystko to, co robię, i dlaczego.
– Nie mam na to czasu – odparłem, zanim na dobre zdążyłem się nad tą odpowiedzią zastanowić, bo mogłem przecież zaprzeczyć, powiedzieć, że dałem sobie ten czas, którego nie miałem.
– Ty nie chcesz mieć czasu.
Podzieliłem się jej pomysłem z bratem i przyjacielem – może chciałem, żeby zaprzeczyli.
Zerknąłem na Maćka: jego wzrok mi współczuł, i tyle.
– Przepraszam – powiedział. Nie pomyślałem nawet nad tym, że mógłbym mieć mu to za złe. – Wiem, że to może zabrzmieć okrutnie, ale nie przeżywam tego szczególnie, a jeżeli ty faktycznie robisz to do takiego stopnia…
– Nie, nie przepraszaj – przerwałem mu. Nie chciałem, żeby kontynuował.
Leon też był wtedy obecny i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym współczucia, ale w zupełnie inny sposób niż Maciek – on jest lekarzem.
– Czy oni uczą ich tego wzroku na studiach? – zapytał mnie kiedyś Nathan. Roześmiałem się wtedy, choć rzeczywiście chyba tak właśnie było.
Nathan nie zareagował na pomysł Natalii i nigdy nie szukał żadnego innego powodu, jakby zdecydował się zajmować wyłącznie objawami.
– Grześ, odpocznij. – W zależności od dni rozkazywał mi lub prosił mnie tak nieśmiało, jakby bał się, że za samo podrzucenie takiej sugestii uderzę go z całej siły w twarz.
– Nie, Nathan – kręciłem głową – muszę coś robić.
Byłem tylko ja i pytania. Pytania i odpowiedzi. Czasem niepełne i niespójne, bo i pytania nie zawsze były jednoznaczne. Tylko ja i one – jak w transie. Gdy stan ten się kończy, jestem już zbyt zmęczony, żeby myśleć.
Kiedy się obudzę, prawdopodobnie nie będę pamiętał żadnych z odpowiedzi ani żadnych pytań, może nawet żadnych tematów, którymi zajmowałem się tej nocy. Przypomną mi się kiedyś – w odpowiednim momencie. Może za jakiś czas będę rozmawiać z kimś o wszystkim i o niczym, kiedy nagle zaświta mi w głowie, że czytałem kiedyś na poruszony przez nas temat, i zacznę uświadamiać swojego rozmówcę o wszystkich jego szczegółach, a on – w zależności kim będzie – zszokuje się w pozytywnym tego słowa znaczeniu, na jego twarzy zobaczę zdumienie i zafascynowanie, może będzie chciał usłyszeć więcej lub – przeciwnie – będzie miał wrażenie, że wyzywam go tym na pojedynek.
– Czy to coś da, jeśli będę z tobą w tych chwilach? – pytał przyjaciel, ale obaj wiedzieliśmy, że nie.
Jestem zmordowany, ale nie zasypiam, a mój oddech nie potrafi się wyrównać, jakby go coś od tego powstrzymywało.
Boli mnie dosłownie wszystko – wracam.
– Nie mogę siedzieć bezczynnie – tłumaczyłem Maćkowi.
– Przecież ty cały czas coś robisz, mógłbyś czasem przyhamować – karcił mnie. – Jedno życie to za mało na poznanie całej wiedzy tego świata – stwierdził.
– Wcale jej nie chcę – zaprotestowałem, ale mogłem to zrobić tylko, kiedy byłem zdolny do odpoczynku. – Po prostu muszę się zmęczyć.
Jakby to faktycznie był mój obowiązek.
– Więc pobiegaj. – Usłyszałem, ale wiedziałem, że on wcale nie chciał, żebym zaczął, bo to mogłoby zabić, a czytanie nie zabija.
Cała ta rozmowa nie miała sensu – tak naprawdę nie wiedziałem, czy nie chcę całej wiedzy tego świata ani czy muszę się zmęczyć, żadnego z tych zdań nie przemyślałem.
– Myślisz, że naprawdę chodzi o żałobę? – zapytał Kuba, gdy zostaliśmy sami po usłyszeniu teorii Natalii.
– Nie wydaje mi się – odparłem i zrobiłem to tak samo szybko i nieplanowanie jak wszystko, co miało związek z tym, co robię.
Skąd miałem wiedzieć, co mówić, skoro sam nie znałem odpowiedzi na ich pytania?
– A brałeś kiedyś pod uwagę inny powód? – Marszczył brwi, jakby czytał mi w myślach.
– Lubię mieć wiedzę, ale nigdy przedtem nie wpadałem w parogodzinne stany pobudzenia, żeby ją zdobywać.
– Poza dniami, kiedy masz migrenę, jesteś bardzo aktywny, praktycznie ciągle coś robisz – zauważył. – Jak to się zaczęło?
Wyrzucałem z siebie wszystko, co mi przyszło do głowy.
– Był taki czas w moim życiu, że dużo rzeczy dosłownie spadło mi na głowę i nie było przy mnie nikogo dorosłego, kto by mi pomógł i wskazał jakąś drogę – wyznałem. – Musiałem wszystko robić sam i wciąż czułem, że robię za mało. Bardzo się bałem, że coś zaniedbam, o czymś zapomnę, czegoś nie zauważę, nie dopilnuję i spowoduje to duże problemy, a ja będę gryzł się przez to do końca życia. No wiesz, chodziło o poważne dorosłe sprawy, ja natomiast dopiero poznawałem ten świat – przerwałem. – Zwykle dzieje się to, gdy jestem sam w domu i nie mam zaplanowanej żadnej pracy ani spotkań, kiedy najmniej potrzebuję tej energii, wtedy zwykle ją dostaję i czuję się, jakbym mógł wszystko – dodałem. – Jakbym dosłownie latał w przestworzach i nigdy nie myślę o tym, że przecież w końcu muszę spaść. Kiedy nie mam co zrobić z tą energią, zaczynam wątpić we wszystko, co robię. Skoro nie jestem zmęczony, to znaczy, że zrobiłem za mało, powinienem więcej, a skoro nie mam nic do zrobienia, zaczynam się uczyć. Nie wiem, dlaczego, zawsze lubiłem posiadać wiedzę. Po prostu czuję w takich chwilach, że jeśli wezmę się za naukę, to będzie lepiej, niż gdy nie robię nic. A potem się wznoszę – gwałtownie i wysoko, żeby potem równie szybko spaść – znów przerwałem. – Tata zawsze mówił o cierpliwości, a kiedy zaczynam sięgać po wszystkie te lektury, zapominam o najważniejszej lekcji, którą starał się mi przekazać, żeby być cierpliwym. Przerzucam te strony, jakby świat miał się zaraz skończyć. Kiedyś skleiło mi się parę ze sobą i nawet nie zwróciłem na to uwagi.
– Grześ – odezwał się. – Myślę, że właśnie wyjaśniłeś dokładnie, co się z tobą dzieje i dlaczego. Ty to wiesz, tylko nie chcesz przyjąć tego do wiadomości.
Spojrzałem na niego i przez moment była między nami zupełna cisza.
– Jaki był twój tata? – zapytał nagle, jakbyśmy od początku o tym rozmawiali.
– Prawie jak ty – powiedziałem zgodnie z prawdą, wciąż się w niego wpatrując. – Prawie, bo lubił mieć kontrolę, ale czasem ją oddawał, był samodzielny, ale pozwalał sobie pomóc – tłumaczyłem. – No i nie ściągał wiecznie brwi. – Położyłem mu rękę na czoło i potarłem, aby je rozluźnił. On w reakcji złapał mnie mocno za nadgarstek i zdjął moją rękę ze swojej twarzy.
Wyobrażam sobie tatę siedzącego przy mnie na łóżku – ma iskierki w oczach i mówi mi, żebym był cierpliwy, że nie wszystko naraz.
Drzwi mojego pokoju się otwierają i staje w nich mój brat.
– Znowu cię poniosło, prawda? – pyta, choć zna odpowiedź. Od kiedy wszedł do domu, z jakiegoś powodu wiedział, bo teraz kładzie mi szklankę wody na stoliku.
Kuba pytał mnie, czy próbowałem jakoś temu zapobiegać, a ja odparłem, że jasne, to oczywiste, że się starałem, ale pochłania mnie to w całości. Tak, że strącam rękę brata z czoła jak Kuba moją, choć nigdy bym tak nie zrobił.