Grześ

Głowa Nathana leży na moich kolanach – nie ciąży mi, ale mimowolnie napinam całe ciało i nie jestem w stanie go rozluźnić. Przez chwilę mam nawet wrażenie, że nie oddycham.

Czuję się, jakbym w trakcie spaceru po lesie przez nieuwagę postawił stopę na pułapce przeznaczonej dla dzikich zwierząt i każdy najmniejszy ruch mógłby mnie jej pozbawić, więc staram się nawet nie drgnąć w oczekiwaniu na pomoc, której nie chcę.

Próbuję siedzieć nieruchomo, aby go nie obudzić. Jestem jak saper, który po jednym nieostrożnym ruchu podczas rozbrajania materiału wybuchowego może stracić kończynę lub życie.

– Ciekawe, ile razy prawie stracił rękę przy kontakcie z miną – zaśmiał się Darek.

– Naprawdę będziesz z tego żartować? – zapytałem, starając się go nie oceniać, a on wzruszył ramionami z tym samym uśmiechem.

– Nie miałby mnie jak bić – roześmiał się, jakby opowiedział nam najlepszy żart, jaki znał, i ja też się uśmiechnąłem.

To nie kwestia ograniczonej swobody. Wiem, że mógłbym się ruszyć, mam na to wystarczająco dużo przestrzeni – ale gdy tylko odważę się w końcu to zrobić, to scena, jak ze zdjęcia, się skończy. Wiem, że to, co robię, jest niemądre, że zamiast jak najdokładniej uwiecznić tę chwilę we wspomnieniach, staram się nie doprowadzić do jej przerwania, bo to i tak się wydarzy, a ja będę pamiętać z niej tylko napięcie i brak oddechu, ale coś powstrzymuje mnie od zrobienia inaczej.

Zanim znalazłem się w tej pozycji, Nathan wziął do swoich rąk jedną z leżących obok poduszek i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, kładąc ją nieśmiało na moje kolana.

– Jasne – powiedziałem.

Zasnął już po kilkunastu niespokojnych oddechach, ja zaś sięgnąłem po koc – już wtedy starając się jak najmniej poruszyć. Nakryłem go, położyłem mu jedną dłoń na jego ramieniu, drugą na głowie i nadal trzymam je w tamtych miejscach.

Palce mam zatopione w jego włosach.

– Wiedziałeś, że są różne języki miłości? – podekscytowałem się, bo była to nowa rzecz, której się dowiedziałem.

– Co to znaczy? – Spojrzał na mnie sceptycznie, a ja wytłumaczyłem mu, o co chodzi. Dumny, że mogę to zrobić. – Twoim jest dotyk – stwierdził natychmiast.

– Myślałem, że słowa – zdziwiłem się.

– Grześ, szczerze mówiąc, myślę, że masz je wszystkie – podsumował, a ja zacząłem się śmiać.

Obserwuję, jak jego klatka piersiowa się unosi. Nie rejestruję, kiedy opada, jakbym wypierał to z umysłu. Nie oddycha głęboko, a jego luźny ubiór i koc nie pomagają.

Ma na sobie koszulę – co nie jest często spotykanym widokiem – jest na niego za duża. Kiedy zobaczyłem go po przekroczeniu progu mieszkania, pierwszym, na co zwróciłem uwagę, był brak jego dłoni – utopiły się, gdzieś w długich rękawach.

– Zawinę ci je trochę, dobrze? – zapytałem, wyciągając do niego ręce, a on po chwili zrobił to samo. Kiedy skończyłem, potarłem swoim kciukiem wierzch jego lewej dłoni i spojrzałem mu w oczy, które nie spotkały się z moimi. Przeszywał mi czaszkę na wylot. – Dlaczego postanowiłeś się tak ubrać? – zapytałem, a on wzruszył ramionami.

– To pierwsza rzecz, którą wyciągnąłem z szafy – odpowiedział obojętnie.

Leon ma nocną zmianę. Nathan odczytał mi to ze złożonej na pół kartki, leżącej na stole. Spojrzawszy na nią przez jego ramię, odnotowałem, że znajdowało się tam jeszcze parę dodatkowych informacji, o których niewskazane jest, by zapomniał. Z tej perspektywy dostrzegam tylko jedną z nich, zapisaną niechlujnym, krzywym pismem: „wyłączyli ciepłą wodę, nie idź pod prysznic”.

– Prysznic to takie miejsce, które z niczym szczególnym ci się nie kojarzy – powiedział mi kiedyś. – Wchodzisz tam, odkręcasz wodę i to nic nie znaczy, po prostu woda spływa ci po twarzy i czasem szampon dostanie ci się do oka, ale takie rzeczy dzieją się tylko pod prysznicem, dlatego nie kojarzy się to z niczym innym.

– A deszcz? – zapytałem go wtedy – przecież on także spływa po twarzy – zauważyłem.

– To co innego. – Pokręcił głową, ale nie wytłumaczył mi różnicy. – Dopiero kiedy wychodzisz z kabiny i potykasz się, wracają do ciebie myśli o rzeczywistości. – Zrobił wtedy zadumaną minę i uśmiechnął się nieśmiało. – To po prostu takie specjalne urządzenie – kontynuował – do tego, aby myśleć o teraźniejszości. Niektórzy skupiają się na oddechach, a ja biorę prysznic.

Wiedziałem, że wymyśla, że tworzył te słowa na poczekaniu, żeby mnie przekonać, że sam w to wierzy. Wiedziałem, że to nieprawda.

– Nathan, dlaczego się oszukujesz? – zapytałem, a on udał, że mnie nie słyszy.

Nagle wciąga gwałtownie powietrze, a ja zamieram – jakbym już wcześniej nie miał metalowej szyny zamiast kręgosłupa. Śni mu się coś złego – zaciska mocno powieki i kurczy się w sobie, ramiona prawie styka ze sobą i zaciska sobie przez to klatkę piersiową – boję się, że nie da rady przez to oddychać – a nogi ma podkulone.

Jeszcze nic nie mówi. Rzadko cokolwiek mówi przez sen, ale jeśli tak się zdarza, mogę przynajmniej spróbować się domyślić, co dzieje się w jego umyśle, jakie obrazy podsuwa mu wyobraźnia. Wcale tego nie chcę, ale nie potrafię się powstrzymać.

Zanim wziął do ręki poduszkę, spojrzał na mnie z wystraszonym wyrazem twarzy.

– Zostaję – uspokoiłem go. – Chcesz iść spać? – Pokręcił głową.

– Nie dam rady – oznajmił. – Za dużo myślę.

Myślał o tym, co powiedział nam Tomek, zanim wyszedł – widziałem to w jego oczach.

– Na szczęście takie rzeczy się przedawniają – stwierdził i uśmiechnął się, bardziej do siebie niż do nas. – Byliśmy młodzi i głupi – przerwał i wspólnie wybuchliśmy śmiechem. – Nie sądziłem, że kiedyś będę mówił takie rzeczy, może to przez bycie ojcem. – Potem na powrót spoważnieliśmy. – Mam żonę i syna, nie wyobrażam sobie teraz za to odpowiadać. To było – zawahał się i rozłożył ręce, żeby pokazać, jak bardzo nie jest w stanie zrozumieć i przekazać pojęcia, jakim jest czas – lata temu – wyrzucił w końcu. – A czuję, jakby to się działo w zupełnie innym życiu.

– Nie ciągnie cię czasem do alkoholu? – zapytał Nathan, jakby chciał się upewnić, że nadal są w tym razem.

– Czasem tak – westchnął tamten. – Nie oszukujmy się, czasem mam naprawdę wielką ochotę – odpowiedział, akcentując przedostatnie słowo. – Ale kiedy już faktycznie mam możliwość wypicia czegoś albo kiedy ktoś mi to proponuje, to przypominam sobie, dlaczego już tego nie robię. – Uśmiechnął się. – To nie tak, że ochota zaraz znika, kiedy pomyślę o rodzinie, ale powstrzymuję się. To tak jak z twoim życiem, Nathan – powiedział, a ja odruchowo skupiłem się bardziej niż wcześniej na jego wypowiedzi, moje uszy wręcz powędrowały w górę. – Czasem już ci się nie chce tego ciągnąć, ale kiedy masz możliwość zrobienia sobie poważnej krzywdy, to tego nie robisz, z różnych powodów. To nie oznacza, że ochota ci przeszła, ale to, co cię tu trzyma, jest silniejsze, prawda? – zapytał, jednak nie czekał na jakąkolwiek reakcję. – Tak samo mam z alkoholem – porównał i choć czułem wewnętrzny sprzeciw, gdy to robił, nie protestowałem. – Powody, dla których z niego zrezygnowałem, są dla mnie ważniejsze niż to, co może mi zapewnić.

– Rozumiem – odpowiedział Nathan.

Przez chwilę żaden z nas się nie odzywał, jakbyśmy wszyscy analizowali w swoich głowach to, o czym mówił.

– Jesteśmy z ciebie bardzo dumni, Tomek. Wszyscy. – Po tym pierwszy raz nie uśmiechnął się wyłącznie do siebie; jego uśmiech był otwarty i skierowany w naszą stronę.

Nathan znów jest niespokojny; co jakiś czas jego ręce i głowa drżą – kontroluję, czy cały nakryty jest kocem. Jego czoło jest gorące.

– Na szczęście wiele spraw się w końcu przedawnia – powiedział, kiedy z naszej trójki zostaliśmy już tylko my, sami. Wiedziałem, że to zdanie rozwiercało mu myśli od środka. Być może nadal to robi.

– Jak rozumiesz przedawnienie, Nathan? – zapytałem go, a on spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o co pytam. – Przedawnienie to tylko termin prawny, sztuczny wytwór, to nie jest coś, co występuje naturalnie, w psychice – wyjaśniłem. – O pewnych rzeczach nie zapomina się, gdy minie określony czas.

– Grześ, nie mów tego – poprosił i domyślałem się, że był gotów błagać mnie z płaczem na kolanach, żebym zamilkł. Chciał, żebym dał mu w to wierzyć, więc tak zrobiłem, nie wiedząc, czy robię dobrze, czy wręcz przeciwnie.

Widzę, że na jego bladym czole zbiera się pot; delikatnie się go pozbywam, ścierając kciukiem tej dłoni, która wciąż znajduje się na jego głowie.

Nathan ma napiętą szczękę – mam nadzieję, że nie zagryza swojego języka lub wnętrza policzków. Poświęcam chwilę, aby zauważyć, czy napinam swoją – robię to, dodatkowo marszczę brwi, obie te rzeczy staram się więc rozluźnić.

Śpiący przyjaciel wierci się i zaczyna mamrotać niezrozumiałe rzeczy.

Śni mu się, że biegnie albo coś kopie – lub kogoś – bo co jakiś czas porusza nogami. Poprawiam mu koc, który przez jego gwałtowne ruchy zaczął spadać na podłogę. Sprawdzam jego czoło: jest zimne i już nie spływa po nim pot. Tak nagła zmiana nie powinna była nastąpić.

Budzi się gwałtownie. Nie wstaje od razu, nie krzyczy. Sprawia wrażenie, jakby przestał się topić, nabiera parę głębokich haustów powietrza, odchylając kołnierz koszuli, by nie dotykał jego szyi, i z lekko rozszerzonymi źrenicami obserwuje przestrzeń dookoła – stara się zorientować, gdzie jest.

– Jesteśmy w domu – informuję go. – Jestem tu z tobą.

Nathan patrzy na mnie, jakby nie rozumiał, co mówię. Jeszcze przez moment leży na moich kolanach, po czym wstaje.

Mam ochotę błagać go, żeby tego nie robił, żeby został jeszcze, choć chwilę, bo nie zapamiętałem, jak to było, gdy leżał na moich kolanach, a palce miałem w jego włosach. Wyrzucam sobie, że pamiętam jedynie to, jak tłumiłem oddech, aby go nie obudzić, choć wiedziałem, że w końcu otworzy oczy, że to nieuniknione, że tylko odwlekałem w czasie to, co od początku powinno się wydarzyć.

Pamiętam tylko swoje napięte mięśnie i to, jak powoli przykrywałem go kocem, który spadał na ziemię przez jego gwałtowne ruchy, i przez ten cały czas kompletnie nie pomyślałem o tym, że przecież nie jestem w stanie go obudzić – nigdy nie byłem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *