Grześ

Na samym dnie szafy znajduję pudło pełne nowych, nieodpakowanych jeszcze żarówek i baterii. Nie ma w nim żadnych pamiątek – jest nią sam w sobie. Notuję dzisiejszą datę na jednym z jego boków i uśmiecham się do siebie z powodu dumy, jaką odczuwam – wymieniam je dokładnie tak często, jak powinienem, żadnego ponadprogramowego działania z powodu lęków.

Przetasowanie następuje w całym domu – sprawdzam wszystkie dostępne źródła światła i otwieram skrzynkę przy drzwiach wejściowych, żeby sprawdzić korki. Po skończeniu segreguję zużyte odpady, a zamknięty karton ponownie ląduje tam, skąd go wyjąłem.

Stoję przed szafą jeszcze przez chwilę i biorę głęboki oddech – nie czuję się inaczej ani bezpieczniej, bo wcześniej nie było żadnego zagrożenia. Ciemność nim nie jest – już nie. Zostały mi tylko nawyki. Zdrowe nawyki, które mogą w porę załatwić sprawę przepalonych żarówek i wylewających się baterii.

– Grześ, Leon powiedział mi, że czasem bywa tak, że stare żarówki wytrzymują dużo czasu, a takie nowe, świeżo wymienione, pękają po jednym dniu i że to trochę bez sensu zmieniać je tak często – powiedział mi przyjaciel, gdy pomagał mi wymienić baterie w wiszącej dekoracji w mojej sypialni.

– Tak, wiem, Nathan, ale przecież nie zaszkodzi.

Błąkam się po domu bez celu, myśląc, że mógłbym trochę się pouczyć, skoro nie mam do zrobienia nic ciekawszego, kiedy w drzwiach dostrzegam brata. Na jego widok nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. Zaraz za nim w domu pojawia się też Kuba.

– Spotkaliśmy się dosłownie przy bramce – rzuca swobodnie Maciek i pędem kieruje się do swojego pokoju, obejmując mnie jedynie przelotnie na powitanie. – Przebiorę się tylko i spakuję, do jutra macie dom dla siebie – informuje.

– Gdzie będziesz do jutra? – pytam zdezorientowany, a on wręcz bezwiednie odpowiada, że jedzie ze znajomymi na plażę i będą spać pod gołym niebem. – A może namioty? – posyłam propozycję w stronę otwartych drzwi jego sypialni, gdzie zniknął przed momentem.

– Po co komu namioty? Natura, Grześ, bądźmy bliżej natury – śmieje się i już po paru sekundach widzę go, jak zbiega po schodach z torbą na ramieniu. Znów pędem mija mnie i ponownie szybko obejmuje – tym razem na pożegnanie.

– Spray na komary – wyrywa się ze mnie, ale on już nie odpowiada, bo wychodzi. – No tak – wzdycham.

– Przecież wróci – słyszę i uświadamiając sobie, że to Kuba, wzdycham po raz drugi.

– Przyszedłeś, żeby… – przerywam, czekając na jego odpowiedź.

– Wiesz, że żałuję tego, co zrobiłem, tak? – pyta i choć nie brzmi, jakby to robił, odpowiadam:

– Wiem, Kuba, ale na żałowaniu daleko nie uciągniemy. – I mimo to, zapraszam go do salonu.

Nasze kolana stykają się ze sobą. Pierwszy guzik koszuli ma rozpięty, co sprawia, że mam ochotę patrzeć tylko na jego szyję.

– Specjalnie go odpinasz, kiedy przychodzisz? – pytam, a on wypuszcza nosem powietrze.

– Możliwe – mówi i przez chwilę przypatrujemy się sobie, nie mrugając.

– Co się dzieje? – pytam w końcu, Kuba na moment unosi brew, ale szybko wraca ona na swoje miejsce.

Zmarszczone czoło, ściągnięte brwi i zmrużone oczy, których nie zamyka nawet podczas pocałunku, jakby wciąż chciał być czujnym.

– Dlaczego pytasz? – Nie zmienia tonu głosu, zadaje to pytanie technicznie. Odpowie zgodnie z moimi oczekiwaniami: nic więcej, nic mniej. Jeśli pytam o konkretną rzecz albo o szczególne zachowanie, to on wyjaśni właśnie to, nie zahaczając o nic innego, bo to niepotrzebne.

– Może się mylę, ale wydaje mi się, że coś cię gryzie – stwierdzam. – Mam rację? – zmuszam go do refleksji, nie podsuwam żadnego gotowego tematu.

– Nie przyszedłem po to, aby o tym rozmawiać – prostuje. – Chciałem się po prostu z tobą zobaczyć.

– Na pewno? – dopytuję, ale już wiem, co stanie się dalej.

Kuba w istocie powie, o co chodzi, ale szybko zakończy temat – na końcu jego wypowiedzi wyląduje kropka tak czarna, jakby chciał, żebyśmy się w niej zgubili i odeszli jak najdalej od leżącej mu na sercu sprawy, bo to zbyt blisko jego wrażliwego organu – nie powinniśmy tam być.

– Mój ojciec niedawno wyszedł z więzienia. Mam nadzieję, że nie będzie niepokoić mamy – oznajmia chłodno, głosem tak obojętnym, jakby ćwiczył go nocami przed lustrem. Brał pod uwagę interpunkcję, nie wyrzucił z siebie tego na jednym wydechu, zrobił wszystko, by brzmiało to jak zwykła uwaga, choćby nieświadomie.

Wiem, że nie doda nic więcej, dlatego o nic nie pytam.

Właśnie dlatego nie dopytuję. Nic więcej mi nie powie, to jego prywatna sprawa i ma do niej prawo. Przychodzą mi do głowy kolejne powody, dlaczego nie pytam, ale to wyłącznie usprawiedliwienia i wiem to, bo prawda jest taka, że nie dopytuję ze względu na siebie, nie jego – bo musiałbym zmierzyć się ze swoją reakcją, jakakolwiek by ona była.

Jego ojciec przebywa w więzieniu, od kiedy się znamy, a nawet od kiedy zna się on z Natalią, Darkiem czy Leonem – a znali się oni jeszcze na długo przed tym, nim ja go poznałem.

Za jakie przestępstwa rozdaje się tak długie wyroki?

Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nigdy o to nie zapytałem, bo i tak nic by mi nie powiedział.

– Dawno wyszedł? – Jeśli Kuba nie umie patrzeć przez ściany, to jego wzrok zatrzymał się na zawiasach drzwi wejściowych, jakby chciał mi tym przekazać, że są fatalnie zamontowane. Z jego strony nie dochodzą do mnie żadne dźwięki; nawet oddycha, zbyt dumnie, by było to słychać. – Twoja mama nie chce się wyprowadzić z waszego dawnego mieszkania, więc siłą jej stamtąd nie zabierzesz, choć masz dobre intencje – mówię w końcu, kiedy wiem, że z jego strony temat jest skończony.

– Nie rozmawiajmy o tym – ucina, zgodnie z przewidywaniami.

Oczywiście, nie rozmawiajmy za dużo o jego problemach, w zasadzie nie rozmawiajmy o nich wcale. To była po prostu informacja, luźna uwaga, żaden problem wymagający rozwiązania ani tym bardziej szerszego omówienia.

– Chcesz, żebym został przy tobie, czy wolisz być sam? – pytam.

– Nie chcę być sam – mówi, bo byłoby to przecież niepojęte, gdyby mi powiedział, że chce, żebym przy nim został.

Wciąż patrzy na zawiasy, a jego mina sprawia wrażenie, jakby za moment miał do nich podejść i je wyrwać, a potem zamontować raz jeszcze i bynajmniej nie zrobiłby tego ze złości, a jedynie z chęci ocalenia swojego zbolałego, fachowego spojrzenia.

– Kuba nie potrafi rozmawiać – stwierdziłem.

– Ja też nie potrafię – odparł Nathan.

– Ale ty się starasz.

Patrzę na jego profil, a w mojej głowie pojawiają się te same słowa, co zwykle. Prawdopodobnie nie ma tam żadnych innych.

– Każdy zmaga się z jakimiś trudnymi dla siebie sytuacjami, jesteśmy tylko ludźmi, Kuba – mówię. – albo aż nimi – uśmiecham się na moment, a mężczyzna siedzący przy mnie zaciska szczękę. – nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz, jasne, że nie, ale nie chciałbym, żeby cię to kiedyś za bardzo przytłoczyło swoim ciężarem.

Kuba w końcu gwałtownie odwraca się w moją stronę i głęboko wciąga powietrze nosem, unosząc przy tym klatkę piersiową. W tej samej chwili uświadamiam sobie, że kiedy się śmieje i kiedy jest zły, robi dokładnie to samo – oddycha. Czasem jest to tylko wdech, a czasem wydech – nic więcej. Czy naprawdę dotarło to do mnie dopiero teraz? Czy staram się tylko uciec od trucizny, jaką wpajają we mnie jego oczy?

– Wiem, że się martwisz – odzywa się. – Zawsze się o wszystkich martwisz. Nie wiem, może to dlatego, że od dziecka żyjesz z Nathanem – mówi powoli i metodycznie. – Nie wątpię w twoje dobre intencje, ale nie ma potrzeby, żebyś troszczył się i o mnie. Potrafię o siebie zadbać.

Jego mocno zarysowana szczęka się rozluźnia, kiedy przestaje mówić, co wydaje mi się odwrotnym działaniem, niż które w istocie powinno mieć miejsce.

Ból atakuje nagle od strony czoła, posuwając się w tył.

– Mówisz o tym tak, jakbym martwił się o was dla własnej satysfakcji. – Czuję, że łzy zbierają mi się do oczu, i nie wiem, czy to konsekwencja gwałtownego bólu, czy moich słów.

– Masz słabość do ludzi, którzy potrzebują pomocy – mówi. Czuję, jakby mi uderzył młotkiem w skronie. – A ja jej nie potrzebuję.

– Co masz na myśli? – pytam, czując że powoli tracę wzrok. – Ja po prostu staram się pomóc ludziom, których kocham. – Kuba przypatruje mi się, analizując moje zachowanie, nie przerywając wypowiedzi, a ja daję się ponieść przez łzy w moich oczach. – Czy to takie dziwne, że pochowałem moich rodziców i nie chcę chować Nathana, Maćka, ciebie ani żadnego z was? Naprawdę aż tak cię to dziwi?

Nie zarejestrowałem nawet, kiedy wstałem z sofy.

– Połóż się. – Chwyta mnie za ramię. – Wrócimy do tego kiedy indziej.

– Nie – protestuję, ale tylko werbalnie, bo kładę się, zgodnie z jego poleceniem. – Prawda jest taka, że to ty wolisz, abym był z tobą, kochając kogoś innego, niż żebym był z tobą, kochając ciebie, bo moja miłość wiąże się z opieką. – Ponoszą mnie emocje. – Masz problemy z komunikacją swoich emocji, Kuba, swoich potrzeb. Dlatego nie chcesz, żebym – przerywam i poprawiam się – żeby ktokolwiek pomagał ci się uporać z problemami. Wolisz, żebym ja w tym czasie zajmował się kimś innym, a potem wracał do ciebie i zachowywał się, jakbyś wcale nie spędził całego dnia, zastanawiając się, co robić, żeby twojej mamie było lepiej. – Czuję ciecz na policzku i przerywam, bo moje usta nie mają już siły nic mówić. – Ciekawe, czy w tym czasie myślisz o mnie – wyrzucam z siebie resztkami sił.

Kuba siada przy mnie i poprawia mi poduszkę.

– Słyszysz się? Zajmować kimś innym, pomagać mi, opieka – wymienia. – To ja mam problem z komunikacją swoich potrzeb? A gdzie twoje potrzeby, Grześ? Szukasz wymówek – ścisza głos. – Jak zwykle szukasz wymówek, tylko nie patrzysz na samego siebie. – Lodowata troska i nic więcej, jakbyśmy się wcale nie kłócili. – To ty unikasz wiązania się z kimkolwiek, bo boisz się, że jeśli będziesz miał własne życie i Nathan będzie miał własne życie, to one nie będą do siebie pasować i zgubicie się gdzieś po drodze. Chcesz mieć zawsze dla niego czas, całe swoje istnienie podporządkowujesz właśnie jemu i wiesz co? Mam wrażenie, że nie widzisz w tym w ogóle nic złego.

Sam nie wiem, czy chcę zaprotestować, ale otwieram usta, kiedy Kuba mówi:

– Już nic nie mów, wystarczy. Jesteśmy tylko ludźmi – powtarza po mnie. – Prześpij się, przyniosę ci wodę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *