Groźba targnięcia się na swoje życie zdarza się tak często, że już jej nie muszę słyszeć, żeby wiedzieć, że to właśnie powiedzą. Odbieram kolejny telefon i jestem pewien, że to ostatni dzwonek, ale jeszcze szuka powodu do życia, więc pomagam jej go znaleźć.
Zerkamy wspólnie do pamiętników i na zdjęcia, które ma wywieszone na ścianie. Opowiadam mi o swojej rodzinie i przyjaciołach, których miała. Potem zaczyna mówić o chłopaku, przez którego – jak twierdzi – jest w tym miejscu, że dzwoni do mnie i opowiada.
– Przez większość dnia po prostu leżę jak kłoda w swoim łóżku i nie mam na nic siły – zwierza się. – Wie pan, ja nawet nie wiem, dlaczego zadzwoniłam, może po prostu potrzebowałam z kimś o tym pogadać.
– Po to jestem – odzywam się i mógłbym przysiąc, że się uśmiechnęła w reakcji na moje słowa. Albo chciałbym po prostu, żeby tak było.
– Myśli pan, że samobójstwo to oznaka odwagi czy tchórzostwa? – pyta, a czwarte swoje słowo wymawia wręcz szeptem, jakby nie chciała go słyszeć.
– Nie wiem – mówię. – A ty jak uważasz? – prowokuję ją do wyrzucenia na zewnątrz swoich myśli.
– Też nie wiem – przyznaje. – Ale generalnie ludzie dzielą się na dwie grupy – tłumaczy. – Na tych, którzy twierdzą, że trzeba mieć dużą odwagę, aby się zabić, i tych, którzy nazywają takich ludzi tchórzami, bo według nich odwaga to umiejętność życia i radzenia sobie z nim, niezależnie od tego, co stoi na drodze.
Kiedy jestem pewien, że na razie nie chce dodać nic więcej, odzywam się:
– Jesteśmy przykładem na to, że ludzie dzielą się jednak na trzy grupy.
– No… – Pogrąża się na moment w zadumie. – Moim zdaniem wymaga to kompletnie innego rodzaju odwagi. Takiej, która pozwala nam dążyć w nieznane, i takiej, dzięki której trwamy w rzeczywistości, która nie zawsze nam odpowiada, i próbować ją naprawić.
– Czyli według ciebie ludzie nie są tchórzami, tak? – pytam.
– Oczywiście, że nie. – Jej głos nabiera nagłej pewności. – Życie to nie bajka, gdzie istnieją bohaterowie, którzy ratują świat, i tchórze, którzy się przed nim chowają. Każdy posiada odwagę, tylko – przerywa – do różnych rzeczy, do ucieczki lub wstania z łóżka.
– Dlaczego o tym myślisz? Czy samobójstwo jest czymś, co brałaś pod uwagę?
Jestem przekonany, że znam odpowiedź, a jednak za każdym razem, kiedy zadaję to pytanie, czuję lęk. Może po jego usłyszeniu zdadzą sobie sprawę z tego, co do tej pory skrywali głęboko w sobie i postarają się z tym walczyć, a może podsuwam im pomysł, którego nigdy wcześniej nie mieli.
– Tak – wzdycha, jakby kamień spadł jej z serca, że zapytałem i nie musiała mówić mi tego sama. Mnie też spada. – Kiedy pierwszy raz dowiedziałam się, że rozesłał swoim kolegom te zdjęcia.
I przybliża mi tę historię. Słyszę, że przerabiała ją w głowie setki razy, ale nigdy wcześniej nie przeszły jej te słowa przez usta. Nie w taki sposób.
Jestem dla nich obcym człowiekiem i przez to czasem jest łatwiej, bo być może nigdy się nie spotkaliśmy, a ja na nich nie patrzyłem ani nie spojrzę. Nie znam ich historii z żadnego innego punktu widzenia, tylko w sposób, w jaki oni sami ją widzą, i wierzę ich słowom, bo nie wyobrażam sobie, że mógłbym tego nie zrobić.
Chcę jej zaproponować, żeby zgłosiła tę sytuację, jeśli jeszcze tego nie zrobiła, ale zaraz słyszę jej śmiech przez łzy – które nie wiem, czy istnieją – jak wspomina reakcje ludzi dookoła, kiedy im się zwierzyła.
– Zrobiła się z tego straszna afera i wyrzucili mnie ze szkoły – mówi.
Biorę dwa głębokie wdechy, zasłaniając na moment mikrofon w słuchawkach, aby nie wiedziała, że muszę się uspokoić, aby nie dać wyrazu swojej złości w tej sytuacji.
– Czyli twoi rodzice wiedzą, tak? – dopytuję, a ona potwierdza. – Czy zgłosiliście to na policję? – Znów słyszę jej śmiech, jakby to była najbardziej absurdalna propozycja, na jaką mogłem wpaść. – Okej, a jak zareagowali rodzice? – dociera do mnie, że o to powinienem zapytać, dowiedzieć się, czy dziewczyna ma wsparcie chociaż w nich.
– Omijali temat, zachowywali się, jakby nic się nie stało – mówi. – Może to dobrze – dodaje. – Przynajmniej nie byli źli.
Rozmawiamy jeszcze jakiś czas. Namawiam dziewczynę na rozmowę z rodzicami o tym, jak ciężka jest to dla niej sytuacja i jak ona się z tym wszystkim czuje. Proponuję, aby zgłosiła się do psychologa, i proszę, żeby przemyślała sprawę o pójściu na policję i zgłoszeniu nękania i zastraszania, bo sprawa, którą zgłosiła szkoła, dotyczyła wyłącznie rozpowszechniania jej nagich zdjęć i nikt nie zająknął się nawet o groźbach, które otrzymywała od chłopaka.
– Dziękuję – dostaję, gdy kończymy rozmowę, ale nie wiem, czy przemyśli chociaż to, o czym powiedziałem.
Bezpośrednio po tym telefonie odbieram kolejny od chłopaka, który stresuje się swoim pierwszym razem. Jest roztrzęsiony i trochę czasu zajmuje mi dojście z nim do porozumienia.
– Pan nie rozumie, on tu będzie dosłownie za chwilę, a ja nie wiem, co robić. W tych filmach to jest takie… – zatrzymuje się.
– W jakich filmach? – pytam zdezorientowany.
– No wiem pan – znowu przerwa, jakby był zbyt zawstydzony, żeby wymówić to na głos, i wtedy do mnie dociera. – W porno – wyrzuca z siebie szeptem, zanim zdążam dać mu znać, że już rozumiem, o co chodzi, i wręcz słyszę w jego słowach czerwoną twarz.
– Spokojnie, jak sam stwierdziłeś, to tylko filmy – mówię. – Większość scen, jeśli nie wszystkie, są tam wyreżyserowane – stwierdzam. – Jeśli jakaś scena nie wyjdzie, wystarczy zrobić cięcie i nagrać ją od nowa, natomiast w życiu, jeśli zatnie ci się rozporek, to będziecie musieli po prostu radzić sobie jakoś dalej – słyszę jego niepewny śmiech, jakby starał się rozluźnić tym atmosferę. – Jęki, które tam są, mają za zadanie pobudzać odbiorców, czynić te filmy bardziej atrakcyjnymi – w życiu jest inaczej.
– No tak, ja rozumiem, jasne – odpowiada chaotycznie i niepewnie, jakby w istocie rozumiał, a jednak nie dopuszczał do siebie tych myśli. – Ale tak długo na to czekaliśmy – mówi. – Wie pan, dziś jest idealna okazja, moich rodziców nie ma w domu, kupiłem kwiaty i – wzdycha – nie chcę tego zepsuć. Czy ja w ogóle w tej sprawie mogę zadzwonić? Czy to nie jest zbyt błahy problem i blokuję linię dla kogoś innego? – wyrzuca nagle, jakby chciał, żebym potwierdził jego myśli i kazał się rozłączyć.
– Ta linia jest dostępna dla wszystkich – odpowiadam. – Możesz poruszyć jakiekolwiek temat, który jest dla ciebie ważny i sprawia ci kłopot, cokolwiek nim jest – uspokajam.
– Jasne – mówi, jakby zanotował to w głowie.
– Czy rozmawialiście o swoim pierwszym razie? O wątpliwościach z tym związanych? O tej niepewności, o której mi powiedziałeś przed momentem? – pytam.
– Znaczy… Po prostu chcieliśmy to już zrobić, jesteśmy razem trochę czasu i… – nie kończy.
– Rozumiem, to super, że chcecie, ale myślę, że przed tym warto byłoby szczerze o tym pogadać, nie? O tym, czego oczekujecie, czego się może obawiacie. – W tle słyszę dzwonek.
– To on – odzywa się i głos mu zamiera. Domyślam się, że tak samo zareagowało całe jego ciało.
– Chcesz zakończyć rozmowę? – pytam.
– Nie, tak, znaczy nie – panikuje. – Poczeka pan chwilę? – odpowiadam, że poczekam, a potem spędzam czas na głośnomówiącym i rozmawiam z obojgiem.
W trakcie ich dyskusji pada zdanie:
– Zajebiście, że wpadłeś na to, żeby tam zadzwonić.
– Zajebiście się stresowałem, żeby to zrobić.
Nie odzywam się, jakby nie było mnie między nimi, tylko kiedy o coś pytają, staram się nieco ich nakierować.
Gdy się rozłączam, wierzę, że nieważne, jak długo pozostaną ze sobą, ten wieczór będą ciepło wspominać, bo zrobią coś, co jest zgodne z ich uczuciami.
Z resztkami uśmiechu odbieram kolejne połączenie.
Najczęściej chodzi o samotność, o to, że nie mają z kim porozmawiać lub jedyna osoba, z którą chcą, jest wiele kilometrów dalej.
– Chciałabym do niego pojechać – płacze głośno do słuchawki. – Tylko on mnie rozumie. Tutaj nie mam nikogo. – Nie dopytuję, gdzie jest „tutaj”, wiem, że chodzi o dom, o rodzinę, o szkołę. – Dlaczego świat nas rozrzucił tak daleko od siebie? – pyta, ale nie mnie. Mogę wyobrazić sobie, jak unosi wzrok do góry i pyta o to wszechświata.
– Jak się poznaliście? – pytam.
– Przez Internet – odpowiada. – Wiem, co pan sobie myśli, bo dorośli zawsze myślą to samo, że to pewnie jakiś stary dziad, który pisze z nastolatkami, żeby potem je porwać i wywieźć gdzieś do lasu, ale to nieprawda, rozmawiałam z nim już nie raz przez kamerkę, dobrze wiem, kim jest, jak wygląda i w ogóle wszystko, bo zwierza mi się z wielu problemów, tak jak ja jemu – podnosi głos.
– Rozumiem – mówię. – Ale myślę, że nie zadzwoniłabyś, gdybyś myślała, że mam takie samo zdanie, jak ta reszta dorosłych, o których wspomniałaś.
– Ja tylko… – waha się. – Sama nie wiem, po co zadzwoniłam, bo i tak z niczym mi pan nie pomoże, to wszystko nie ma sensu. – Znów wybucha płaczem.
Słyszę, że jej łkanie jest stłumione przez poduszkę.
– Posłuchaj – zwracam na siebie jej uwagę. – Rozmawiałaś z rodzicami, że bardzo zależy wam na spotkaniu?
– Już panu mówiłam, jakie mają zdanie, w ogóle nie chcą o tym słyszeć.
– A czy twój przyjaciel rozmawiał ze swoimi? Powiedzieli mu to samo? – dopytuję.
– On z nimi nie gada, są straszni i okropnie go traktują.
– W jakim sensie? – zadaję kolejne pytanie, nieco zaniepokojony.
– Na nic mu nie pozwalają. Zresztą mnie moi też nie. Traktują nas jak dzieci, a jesteśmy już prawie dorośli.
– Zgodziłabyś się, żebym porozmawiał z twoimi rodzicami? Podałabyś im telefon? Może mógłbym ich przekonać, żebyście wspólnie szczerze ze sobą porozmawiali o tym wszystkim. Co ty na to?
– Bez sensu, będą tylko jeszcze bardziej źli – stwierdza. – Wie pan co? Nieważne. Przepraszam, że zadzwoniłam, z tym się i tak nie da nic zrobić.
Kończę dyżur, gdy się rozłącza.
W domu czeka Kuba, jakby wiedział, że chcę, żeby się pojawił.
– Maciek jest? – pytam, a on zaprzecza i pokazuje mi swoje klucze, w domyśle przekazując mi, że ich użył. W drodze do niego zdejmuję koszulkę i rzucam ją gdzieś na bok. Kiedy jestem już centymetry przed nim, nagle wyciąga rękę z kubkiem herbaty w moją stronę. – Dziękuję – mówię, upijam łyk, a potem odkładam kubek na stół i zaczynam go całować.