Samo wspomnienie o szkole sprawiało, że się ekscytowałem. Cieszyły mnie korytarze, przez które miałem przechodzić, i książki, które zacząłem przeglądać dla przyjemności jeszcze na długo przed rozpoczęciem roku szkolnego.
– Tylko nie naucz się wszystkiego sam, zanim w ogóle zaczną się lekcje – śmiał się tata.
Podpisywanie zeszytów rozkładałem sobie w czasie, bo miałem ich ograniczoną ilość, a chciałem się tym cieszyć jak najdłużej.
– I jak, skończyłeś? – pytała mama, a ja odpowiadałem, że tak, na ten moment.
Pierwszego dnia szkoły rodzice odprowadzili mnie do niej wspólnie. Pomogli mi znaleźć klasę, a kiedy już usiadłem w ławce wyznaczonej mi przez nauczycielkę, uściskali mnie i wyszli, machając na pożegnanie.
Siedziałem na miejscu obok Nathana, bo o to poprosiliśmy, a nie było między nami znaczącej różnicy wzrostu, która mogłaby stanowić problem.
– Dasz radę, Nathan. – Usłyszałem, jak szepnął mu na ucho jego tata. Obserwowałem go, gdy wychodził; przy drzwiach skinął w jego stronę głową z uniesionym kącikiem ust.
Nie czekałem długo na nowe znajomości. W ogóle nie czekałem – sam rozpoczynałem rozmowy i poznawałem wszystkich w klasie. Okazało się, że właśnie to było czymś, czego najbardziej brakowało mi w czasie wakacji – nowych osób.
– To twój kolega? – zapytał mnie ktoś, wskazując na Nathana.
– Tak, to mój przyjaciel – mówiłem i ich nawzajem ze sobą poznawałem. Nathan był przy tym spięty, ale nie izolował się, tylko czasem jakby się kurczył.
Najbardziej żałowałem, że tworzą się kręgi.
– A z kim spędzasz najwięcej czasu na przerwach? – zapytała mama po pierwszych tygodniach. – Znajomych pewnie masz dużo, prawda? – Pokiwałem głową z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. – Nie dziwię się – odparła. – Jesteś niesamowitym chłopakiem. – Poczochrała mi włosy, a ja schyliłem się ze śmiechem. – Ale nie można się kolegować w takim samym stopniu ze wszystkimi.
To wtedy dotarło do mnie, że jest na to ogólne przyzwolenie i czułem się jak buntownik, bo nie chciałem, żeby to było normalne.
– Jest Nathan – powiedziałem, a mama uśmiechnęła się szeroko i odparła, że to oczywiste. – Tomek. – Tutaj się zaciekawiła, więc chciałem powiedzieć o nim coś więcej. – Jest zabawny i odważny, lubię się z nim bawić, wpada na różne pomysły. – Mama zrobiła duże oczy, wyczułem w niej niepokój. – Jest po prostu kreatywny – uspokoiłem ją. – Piotrek jest bardzo – zawahałem się – oryginalny, lubi przyrodę i jest trochę cichy. Prawie jak Nathan, ale zupełnie inaczej – starałem się wyjaśnić, ale nie potrafiłem. – I jest też Dagmara, ona, no wiesz, spędza z nami przerwy. – Wzruszyłem ramionami i zawiesiłem swój wzrok na nogach. – Chłopcy mówią, że ona nie zachowuje się jak dziewczyna, dlatego jest fajna.
– A ty jak myślisz? – zapytała mnie mama.
– A co to za różnica, czy ktoś jest chłopakiem, czy dziewczyną? Ważne, że więcej osób się wspólnie bawi – powiedziałem.
– Masz rację – przytaknęła. – Każdy może się bawić, jak chce, i każdy jest fajny.
– Nie każdy – zaprotestowałem, odwracając się na krześle w jej stronę. – Starsi uczniowie są średni.
– Dokuczają wam? – Spojrzała na mnie zmartwiona.
– Nie, ale robią średnio fajne rzeczy.
Zaśmiała się i powiedziała, że kiedyś też nie będziemy się zajmować tylko zabawą.
Cierpliwości.
Dostawaliśmy z przyjacielem pochwały od nauczycieli w zupełnie różny sposób: Nathan w pakiecie ze współczuciem, ja z dumą.
– Grześ, świetnie ci idzie – mówiono mi i powtarzałem to w domu, a rodzice patrzeli sobie w oczy, a potem na mnie i uśmiech nie schodził im z twarzy.
Porównywaliśmy po lekcjach swoje pismo i śmialiśmy się ze swoich koślawych liter – najgorzej zawsze wychodziła pierwsza – a kiedy zerknęliśmy do zeszytu Nathana, ten spuścił wzrok.
– Mogło być lepiej – oznajmił.
– Nathan, zrobiłeś to najładniej z nas wszystkich – powiedziałem, a pozostała trójka zgodziła się z minami pełnymi niedowierzania, jakbym tylko ja był pewny, że to powiedział.