Grześ 2006

Gdy dziewczyna zawiesza wzrok na chłopaku na dłużej niż parę sekund, coś musiało być na rzeczy, a kiedy spędza czas z nim i jego kolegami, to znaczy, że się dla niego bardzo poświęca, więc tym bardziej chodzi o coś większego – tak mówili, a ja zawsze słuchałem, co mówią inni, od kiedy tylko zacząłem słyszeć o moich rodzicach.

– Zawsze wszystko analizujesz – śmiał się Tomek. – Po co?

– Staram się zrozumieć – mówiłem, a on odpierał, że to zbędne i że widzi, że mnie to męczy. – Nieprawda – protestowałem. – To jak zabawa dla mózgu.

– Jesteś wkurzony, kiedy czegoś nie rozumiesz – wtrącił się Nathan.

– Nie, Nathan, jestem wkurzony, bo ciebie nie rozumiem, a bardzo bym chciał.

– Wszystkich byś chciał – ciągnął.

– Ale z tobą jest mi trudniej, dlatego się denerwuję – przerwałem dyskusję.

Dagmara była zwyczajna, dlatego nigdy nie potrafiłem jej opisać. Nie mówiła szeptem i nie przepraszała, miała zwyczajne poczucie humoru i przeciętne oceny. Robiła lepsze gwiazdy niż inni, szybciej wspinała się na drabinki i nie płakała, gdy z nich spadła, tylko otrzepywała kolana i wspinała się dalej. Szybko biegała i robiła szpagaty, ale to były jedynie jej umiejętności, żadne cechy charakteru. Z charakteru była wręcz przezroczysta, jakby żaden przymiotnik nie mógł się jej utrzymać.

– Z tego, co mówisz, wydaje mi się, że jest bardzo odważna, waleczna i konsekwentna – mówiła moja mama, ale ja sam nie umiałem zaobserwować u niej nic wyjątkowego.

Kiedy znajomi i nauczyciele zaczęli podśmiechiwać się pod nosem i szeptać, że jesteśmy w sobie zakochani, postanowiłem ją lepiej poznać. Być może postanowiłem to już wcześniej – chciałbym, żeby tak było – ale dopiero wtedy zaprosiłem ją po lekcjach do siebie, abyśmy byli we dwoje.

Zawsze spędzaliśmy czas w grupie, a wtedy bardzo trudno było mi spojrzeć na nią indywidualnie. Wtedy była po prostu dziewczyną trzymającą się z chłopakami.

– Fajny pokój – powiedziała, stawiając swój plecak obok mojego biurka i przyglądając się powieszonym na ścianie zdjęciom. – Musisz bardzo lubić swoich rodziców, skoro masz ich zdjęcia w pokoju, nie? – zapytała bardzo pewnie.

– Tak, lubię ich – zaśmiałem się. – Kocham – sprostowałem, bo czułem, że nie mogłem tak po prostu zostawić poprzednich słów.

– Super – zareagowała z rozmarzeniem i usiedliśmy na łóżku. – Ja nie znałam swoich.

Zanim poszedłem do szkoły, byłem przekonany, że każdy ma dwoje rodziców. Okej, nie musi się dogadywać z obojgiem, ale ich ma. I że rodzice zawsze okazują sobie miłość i że okazują ją dziecku. Nathan był dla mnie wyjątkiem od reguły, jeden przypadek na miliony innych, ale potem pojawił się Tomek, którego ojciec wychowywał sam, i Piotrek, który miał wyłącznie mamę, i Dagmara. Okazało się wówczas, że to ja jestem wyjątkiem – przynajmniej jeden na pięć.

– Twoi dziadkowie są w porządku? – zapytałem.

– Tak, bardzo – potwierdziła. – Czasami podchodzą trochę staroświecko do różnych spraw, ale w sumie dobrze się dogadujemy. – Pokiwaliśmy głowami.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy.

– Co lubisz robić? – spytałem w końcu. – Poza sportem.

– Dlaczego poza sportem?

– Bo to wiem – odparłem.

– W takim razie wiesz wszystko. – Wzruszyła ramionami. – Na sport poświęcam, ile tylko mogę, poza nim i szkołą nie zajmuje się raczej niczym innym.

– Chcesz być sportowcem? – Zobaczyłem iskierki w jej oczach, kiedy zadałem to pytanie, a jej uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.

– Nawet nie wiesz jak bardzo! Nie mam tylko pojęcia, w jakiej dyscyplinie mogłabym się sprawdzić najlepiej, bo uwielbiam gimnastykę, ale lubię też pływać i biegać, czasem pogram z wami w kosza czy nożną, jednak sporty drużynowe jakoś mnie nie kręcą, wolę rywalizację, w której wszystko zależy ode mnie, przynajmniej mam wtedy pewność, że jeśli zawalę, to będzie tylko moja wina, a jeśli wygram, to dzięki własnej ciężkiej pracy.

– Dobrze, dobrze, powoli – zaśmiałem się. – Czyli lubisz rywalizację?

– Uwielbiam! Czuję takie motylki w brzuchu, gdy wygrywam.

– Ale czasem przegrywasz, tak? – dodałem nieśmiało.

– Tak, i wtedy jestem strasznie rozczarowana, czasami tak wściekła, że zdarza mi się krzyczeć, ale to daje mi kopa do działania. Wiem wtedy, że muszę po prostu więcej ćwiczyć.

– Nie boisz się, że to cię zmęczy? Jeśli będziesz ciągle robiła więcej i więcej i brała na siebie całą odpowiedzialność.

– Nie myślałam o tym – powiedziała szczerze, choć nie wyglądała na przejętą. – Po prostu chcę być sportowcem. Mam dużo energii, dam sobie ze wszystkim radę.

Uśmiechnąłem się.

– No tak, też lubię być samodzielny – przyznałem, a ona odwzajemniła mój uśmiech.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *