Spacerowaliśmy w deszczu bez żadnego okrycia głów. Woda spływała nam po skroniach i karkach – byłem pewien, że się rozchorujemy, ale nie chciałem niszczyć tej chwili, więc o tym nie wspominałem.
Zaraz po szkole skierowaliśmy się z Nathanem do szpitala, by odwiedzić jego siostrę. Po słabych protestach z jego strony wziąłem jego plecak na ramię. Widziałem, że nie był w stanie go nieść, ale bał się mnie o to poprosić.
– Byłeś wczoraj u Nikoli, prawda? – zapytałem, a on napiął się.
– Byłem – odpowiedział krótko.
– Dlatego, że chciałeś czy czułeś się w obowiązku?
– Dlatego, że Nikola jest bardzo chora – oznajmił i nie dodał nic więcej. Nie określił, czy był ją odwiedzić, dlatego że była bardzo chora i tak wypadało, czy dlatego, że była bardzo chora i chciał umilić jej czas.
Kiedyś wydawało mi się to przykre, że Nathan nie miał kontaktu z siostrą. Myślałem, że przecież to niewiarygodne, żeby rodzeństwo nie było ze sobą blisko.
Szliśmy dalej, a moja dłoń czasem zahaczała nieznacznie o jego bladą skórę i wtedy czułem się, jakbym nie szedł, a unosił w powietrzu. Znów nie miałem czucia w nogach; serce stawało, jakbym nie miał świadomości mojego ciała ani kontroli nad nim, tylko zdolność postrzegania tego, co robi.
Z małej restauracji, obok której przechodziliśmy, słychać było dźwięki pianina. Nie potrzebowaliśmy dużo czasu, aby je zidentyfikować. Nathan natychmiast się zatrzymał, na jego twarzy zagościł mały uśmiech, a kąciki oczu zmarszczyły się. Widok, jaki miałem w tamtej chwili przed sobą, zaliczałem do najpiękniejszych i zrobiło mi się dziwnie przyjemnie, kiedy pomyślałem, że zacznę płakać ze wzruszenia.
Szliśmy do szpitala, do jego siostry, ale – mimo że nie powiedzieliśmy tego na głos – wiedzieliśmy, że posłuchamy melodii do końca. Siedzieliśmy więc na oblodzonych schodkach przed lokalem. Nie wchodziliśmy do środka, bo to mogłoby znaczyć, że faktycznie odwlekamy pójście dalej – to prawda, ale twarde, mokre schody usprawiedliwiały nas lepiej niż wygodne krzesła w ciepłym pomieszczeniu.
Wciągnąłem głęboko ustami powietrze do płuc, gdy Nathan oparł się na moim ramieniu. Zamknąłem na moment oczy. I tak siedziałem na twardych, zimnych schodach przed restauracją, z głową Nathana na ramieniu, wsłuchując się w dźwięk jego ulubionej melodii, która była też moją ulubioną.
– Wszystko w porządku? – zapytał nagle. – Wydaje mi się, że drżysz – dodał, jakby chciał mi wyjaśnić, dlaczego pyta. Otworzyłem wtedy oczy i szczerze odpowiedziałem, że nie poczułem, abym drżał. Nie czułem w ogóle mojego ciała.
Dźwięki pianina ustały, a Nathan patrzał w przestrzeń.
– Spójrz na mnie – poprosiłem, a mój głos okazał się niepewny, jakbym nad nim też nie panował.
– Czasem przeniesienie wzroku jest bardzo męczące – powiedział, więc skierowałem oczy tam, gdzie on, i wspólnie obserwowaliśmy, jak śnieg się topi i woda kapie z gałęzi drzew.
W końcu wstaliśmy i poszliśmy dalej z mokrymi spodniami. Kiedy nasze palce znów o siebie zahaczyły, zdecydowałem się je spleść. Obserwowałem go, kiedy to robiłem, i przełknąłem głośno ślinę. Złapałem go za rękę, a on nie zareagował, więc szliśmy, trzymając się za ręce, a ja starałem się nie drżeć, choć moje serce roztapiało się w kontakcie z jego lodowatą skórą.
Poczułem ucisk w klatce piersiowej, gdy przyszło mi do głowy, że moje ciało mogłoby reagować na niego także w inny sposób.
Nasze ręce oddzieliły się od siebie przy wejściu do szpitala, a ja znów poczułem, że mam nogi i stąpam po twardej podłodze pokrytej linoleum.
Kiedyś wydawało mi się to przykre, że Nathan nie miał bliższego kontaktu z siostrą. I myślałem tak do momentu, aż wyszedł ze szpitala, a ja ruszyłem za nim. Do momentu, w którym oznajmił mi, że nie ma siostry, a ja pokiwałem głową w geście zrozumienia i naprawdę to rozumiałem.