Maciek stał na baczność przy ścianie, próbując się jak najbardziej wyprostować, w pewnym momencie przyłapałem go nawet na staniu na palcach.
– Maciek, jak będziesz oszukiwać, to będzie w przyszłości mniej spektakularnie – powiedziałem i zaznaczyłem czerwonym pisakiem jego wzrost, a obok dopisałem datę. Poszukałem niebieskiej kreski, która wyznaczała mój wzrost w jego wieku. – Kiedy byłem w twoim wieku, byłem niższy – oznajmiłem i pokazałem mu oznaczenie, które było przynajmniej pięć centymetrów niżej. – No ładnie, jeszcze trochę i mnie przerośniesz – odparłem i wspólnie się zaśmialiśmy.
– Gdzie idziesz? – zapytał.
– Do Nathana, zaraz wróci tata – powiedziałem i zacząłem wiązać buty.
– Lubię Nathana. – Kiedy wymawiał jego imię, poczułem rozlewające się po moim ciele ciepło.
– Też go lubię – powiedziałem.
Kiedy wrócił tata, zostawiłem go z Maćkiem i wyszedłem, machając im na pożegnanie. Młodszy z nich mi odmachał.
Siedzieliśmy z przyjacielem na drzewie.
– Już nie jesteś taki smutny jak wcześniej – zaobserwowałem.
– Kiedy byłem smutny? – zapytał ze zdziwieniem.
– Wcześniej, przez parę lat, byłeś smutny. Bałem się, że tak już zostanie. – Patrzał na mnie, jakby nie rozumiał, o co chodzi. – No wiesz, nie reagowałeś – wyjaśniłem.
– Czy to nie znaczy, że nie byłem smutny? Teraz znów płaczę. – Nie zdążyłem się nad tym dłużej zastanowić, kiedy pokręcił głową. – Nic nie mów, to nieważne. Po prostu znowu czuję.
To dobrze, chciałem powiedzieć, to dobrze, że czujesz, Nathan, więc jak, jak się czujesz? Powiedz. Byłem gotów zeskoczyć z gałęzi i błagać go na kolanach, żeby nie wzruszał już ramionami, mówiąc, że czuje się jak zwykle. Chciałem go prosić, ale on przyłożył palec do ust, jakbyśmy się przed kimś ukrywali i musieli być cicho, więc nic nie powiedziałem.
W szkole też widziałem, że czuje. Znów denerwował się nad matematyką i cieszył się, gdy mu wychodziła, i czasem się z kimś pokłócił, ale coś było w tym wszystkim nie tak, coś było inaczej.
– Ty mi czegoś nie mówisz, Nathan – powiedziałem, kiedy odprowadzałem go do domu. – Przez ostatnie lata tak rzadko rozmawialiśmy.
– Widzieliśmy się prawie codziennie, Grześ – odparł.
– Tak – potwierdziłem. – Tak, wiem, ale… – Nie wiedziałem, co powiedzieć, żeby zrozumiał.
Weszliśmy do jego domu, na parterze minęliśmy jego mamę, wpatrującą się jak zahipnotyzowana w palący się kominek.
– Ktoś zrobił mi coś złego, Grześ – powiedział szeptem, kiedy zamknąłem za sobą drzwi jego pokoju. – Ale nie musisz się tym przejmować – dodał.
Czułem się, jak gdyby ktoś uderzył mnie pięścią w skroń i kopnął w brzuch, a potem wyjął nóż i krzyczał. Nathan wpatrywał się we mnie, jakby czekał, co zrobię. Czego oczekiwał?
– Czy nie powinniśmy powiedzieć o tym komuś dorosłemu? – zapytałem, a on nie miał tego wyrazu twarzy, którego się spodziewałem, tego, którym zawsze dawał mi do zrozumienia, że czegoś nie wiem, bo już wiedziałem. – Albo iść na policję? – Serce biło mi jak szalone, słyszałem własną krew, a Nathan drgnął.
– Nie, Grześ, już jest po wszystkim – powiedział szybko. – Twoja mama bardzo mi pomogła. – Zrobiłem się lżejszy. – Już jest w porządku – dodał, a ja mu nie wierzyłem, bo zobaczyłem panikę w jego oczach.
– Nie możesz oczekiwać ode mnie, że po usłyszeniu takiej informacji po prostu przejdę do porządku dziennego – wydusiłem.
– Mogę. I właśnie tego oczekuję – starał się zabrzmieć stanowczo, ale powietrze nim targało, jak mną. Oboje straciliśmy grunt pod nogami.
– Skoro pomogła ci już wtedy, kiedy żyła, to dlaczego po jej śmierci wciąż…
– Musiałem sobie z tym poradzić – przerwał gwałtownie. – Nie mów o tym nikomu, dobrze? Powiedziałem ci, bo jesteś moim najlepszym przyjacielem i bardzo ci ufam. Nie chcę, żeby ktoś wiedział. Nie mów nawet swojemu tacie, okej?
– Oczywiście, że nikomu nie powiem – zapewniłem go. – Czy twój tata wie?
– Grześ, już jest po wszystkim – powtórzył. Za wszelką cenę chciał, żebym uwierzył w to, że nie kłamie.
I nagle zaczął płakać. Płakał tak mocno, jakby wszystkie łzy zgromadzone w ciągu tych lat w końcu przebiły tamę. Lały się z jego oczu jak deszcz z oberwanej chmury. Wyciągnąłem ramiona w jego stronę.
– Czy mogę… – nie dokończyłem, bo przytulił się tak mocno, że zgubiłem słowa. Ściskał mnie z taką siłą, jakby bał się, że upadnie. I upadł. Wyślizgnął mi się z rąk i osunął na podłogę.
Zawołałem jego tatę i klęknąłem przy przyjacielu, a on wciąż płakał i nie przestawał. Umierał mi w ramionach.