Maciek obudził się ze złym humorem, więc starałem się go w jakikolwiek sposób pocieszyć. Podsuwałem mu pod nos kolorowanki i zabawki, ale nic go nie interesowało. Marudził, gdy włączyłem bajki, bo żadna mu się nie podobała i podobnie reagował na moją propozycję wyjścia na dwór.
– Więc na co masz ochotę? – zapytałem, a on nie odpowiedział. Stał ze skrzyżowanymi ramionami i ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w podłogę. – Nie masz na nic? – dopytałem, siadając przed nim. – W porządku, w sumie to nie musimy nic robić, niech to będzie leniwy dzień. – Uśmiechnąłem się, ale to go w żaden sposób nie usatysfakcjonowało.
Zdziwiłem się, kiedy wziął ze stołu plastikowy klocek i rzucił nim o ścianę. Przez chwilę nie potrafiłem otrząsnąć się z szoku, bo takiego zachowania spodziewałem się po Nathanie – zawsze gdy spędzałem przy nim czas, byłem przygotowany, że zaraz rzuci czymś o ścianę – ale nie po Maćku. Wiedziałem, że był dzieckiem i że mógł nie radzić sobie z jakimiś emocjami, które nim targały, że może nawet nie zdawał sobie sprawy, że jakieś odczuwa, a już na pewno nie potrafił ich nazwać i znaleźć sposobu na życie z nimi. Wiedziałem, ale nigdy jeszcze niczym nie rzucił o ścianę, więc nie miałem pojęcia, co zrobić.
– Hej – odezwałem się. – Dlaczego to zrobiłeś? – Nie odpowiadał mi, a potem sięgnął rękami po dwa kolejne klocki i równocześnie posłał je w stronę drzwi wyjściowych. – Maciek, to nie jest okej, że nimi rzucasz, to fajne zabawki, a mogą się przez to popsuć. – Wpatrywał się w drzwi i tupnął nogą. Nie widziałem jego twarzy, ale przyszło mi do głowy, że może płakać.
Kiedy sięgał po kolejne klocki, podłożyłem mu poduszkę do ręki. Spojrzał na mnie zdezorientowany, a jego oczy były suche.
– Możesz rzucić poduszką – zaproponowałem. Bałem się, że ją odepchnie i znów weźmie coś cięższego, ale tak się nie stało. Poduszka wylądowała na drzwiach. – Dlaczego akurat w stronę drzwi? – zapytałem, choć nie spodziewałem się od niego żadnej odpowiedzi, może sam nie wiedział, dlaczego akurat w stronę drzwi, i może nie sądził, że to w ogóle ważne, po prostu rzucał w tamtą stronę, ale mnie to ciekawiło: dlaczego rzucał akurat w stronę drzwi.
W końcu przestał rzucać i nie marszczył już czoła, jednak w dalszym ciągu niemrawo snuł się po domu.
– Chcesz coś porobić? – zaczepiłem go wieczorem, myśląc, że potrzebuje towarzystwa. – Tata niedługo wróci, możemy pobawić się wszyscy razem – dodałem, kiedy uświadomiłem sobie, że może faktycznie chodzi o tatę, o to, że go nie było.
– Ta – mruknął pod nosem i kopał panele wierzchem kapci.
– Masz rację, chyba sam w to nie wierzę – rzuciłem bez zastanowienia, a brat spojrzał na mnie równie zszokowanym wzrokiem jak ja na niego, kiedy po raz pierwszy rzucił w ścianę. – Przepraszam – powiedziałem, uświadamiając sobie swój błąd. – Po prostu może być zmęczony, wiesz? Ale zapytamy, może się zgodzi.
– Ta – powtórzył.
– Chodzi o niego? Dlatego rzucałeś w stronę drzwi? – pytałem, a on nie był mi w stanie nic odpowiedzieć. – Niedługo wróci – powtórzyłem. – Brakuje ci go w domu?
Wzruszył ramionami.
Nie chciałem, żeby zachowywał się w ten sposób: żeby rzucał i wzruszał ramionami, żeby odpowiadał mi półsłówkami. Upominałem się, że jest jeszcze dzieckiem, że sam nie do końca zdaje sobie sprawę, co czuje, ale Nathan też był dzieckiem. I też nie wiedział.
– Masz ochotę położyć się do łóżka? Jesteś zmęczony?
– Obojętnie – odparł.
– Maciek, dlaczego rozmawiasz ze mną w taki lekceważący sposób?
Brat zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie z miną, na której malował się strach, dopiero po chwili dotarło do mnie, że krzyknąłem.
– W jaki? – zapytał słabo, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
– Nieważne. – Pokręciłem głową. – Przepraszam, bardzo cię przepraszam. – Pochyliłem się i wyciągnąłem ręce przed siebie, a on ostrożnie mnie przytulił.
– Możemy iść spać, jeśli chcesz – powiedział.