Życie toczyło się według prostego wzoru. Już nawet go nie kontrolowałem, nie pilnowałem, żeby wszystko było na swoim miejscu – plan powstał samoistnie, a ja dostosowałem się pod niego. Wstawanie rano, zajęcie się Maćkiem, odprawienie taty do pracy, pójście do szkoły, spotkanie ze znajomymi, odrobienie lekcji, pójście spać. Wstanie z łóżka, zerknięcie, czy Maciek radzi sobie z zapakowaniem plecaka, upewnienie się, że tata wciąż z nami jest, brak skupienia na lekcjach, brak ochoty na spotkanie ze znajomymi, próba zaśnięcia. Zwleczenie się z łóżka, odprowadzenie brata, staranie się, aby cokolwiek przyswoić na lekcjach, spędzenie godzin na odrabianiu zadań przez brak koncentracji. Zaśnięcie przy biurku.
I oddychanie – starałem się pamiętać o oddychaniu.
Zaciągnąłem głęboko powietrza, kiedy ktoś szturchnął mnie w plecy.
– Jesteś wykończony, ledwo stoisz na nogach – ocenił Tomek.
– Dziękuję serdecznie za dokonanie trafnej oceny mojego stanu – ironizowałem, patrząc przed siebie.
– Dzisiaj na lekcji prawie zasnąłeś – wtrąciła się Dagmara.
– Nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy zasnąć na lekcji, spokojnie – powiedziałem.
– Masz straszne wory pod oczami – kontynuowali. – Sypiasz ty w ogóle?
– Staram się, ale śni mi się matematyka, więc sami rozumiecie – starałem się żartować.
– Bo za dużo się uczysz – powiedział Piotrek. – Nie musisz być przecież najlepszym uczniem całe życie.
– Nie dążę do bycia najlepszym uczniem – zaprotestowałem. – Chciałbym mieć dobre oceny, to wszystko. Niedługo wakacje, wtedy będę miał przerwę od nauki.
– A od opieki nad bratem i tatą to kiedy? – zapytał Tomek.
– Muszę wracać do domu – powiedziałem i ruszyłem przed siebie.
– Hej! Nie uciekaj od tematu – zrównali się ze mną. – Po prostu się martwimy. Zawsze to ty się o wszystkich martwisz, więc teraz pozwól nam.
– Doceniam, ale daję sobie radę.
– Jasne, zawsze dajesz – prychnęła Dagmara. Sprawiała wrażenie złej, jak ja wcześniej byłem zły na Nathana, kiedy nic mi nie mówił.
Zatrzymało mnie to.
– Przepraszam i dziękuję. Naprawdę muszę wracać do domu i naprawdę ogromnie doceniam to, że się martwicie. Zadbam o siebie.
– Kiedy?
– Kiedyś na pewno. – Uśmiechnąłem się. – Gdzieś przecież jest meta.
Przekroczyłem próg domu z Maćkiem i zastałem ten sam widok co zwykle: tata zapadający się w fotelu. Już nawet nie wstawał do pracy, bo był zbyt stary i zbyt zmęczony.
Z łamiącym się sercem obserwowałem, jak młodszy syn podbiega do niego i opowiada o swoim dniu, a tata nie reaguje, jakby siedziała tam tylko jego skorupa bez duszy. Maciek nie zrażał się i mówił, nie znał innego rodzica, nie wiedział, kim był tata, zanim przestał się uśmiechać.
Sięgnąłem po tabletki przeciwbólowe i zacząłem szykować coś do jedzenia.
– Tato, musisz coś jeść – mówiłem, przykładając mu widelec do ust, których nie otwierał. – Proszę, chociaż trochę – wzdychałem z bezsilnością. – Zatkam ci nos. – Uśmiechnąłem się. – Pamiętasz, jak mi powiedziałeś, że nos mam po tobie? – Czekałem, aż też się uśmiechnie, ale na jego twarzy nie było nic oprócz zmęczenia.
Poddałem się i odłożyłem talerz na stół. Pochyliłem się i złapałem go obiema rękami za dłoń, przykładając do niej usta.
– Albo jak chciałem mieć takie mięśnie jak ty, pamiętasz? Ciągle o to pytałem. – Znów próbowałem się zaśmiać. – Byłeś moim idolem w tej kwestii, zresztą nie tylko w tej, chciałem być tak samodzielny jak ty. Mówiłem ci, że chłopaki ze szkoły zazdrościły mi taty? Byłem bardzo wdzięczny, że cię mam. Wciąż jestem. – Spojrzałem na jego chude ręce, nie było tam już mięśni, którymi dźwigał taczki i mnie. – A pamiętasz, jak… – Czułem, że znowu zaczynam płakać. – Jak ci powiedziałem, że bardzo tęsknię za mamą i że nie chcę tęsknić za tobą? – Zagryzłem policzek. – No więc tęsknię. Za tobą też.
Puściłem jego rękę i odszedłem. Byłem zmęczony i od wielu dni nie opuszczał mnie ból głowy.