Kładę na stole pożyczoną od niego książkę i widzę, że leży na nim duży nóż i nic ponad to – nie ma żadnych śladów, które wskazywałyby na to, że był on do czegokolwiek używany.
– Wybacz, że nie przyszedłem wcześniej – mówię, kiedy pojawia się przy mnie. Równie dobrze mógłbym w tym miejscu uklęknąć, tak jakbym myślał, że tylko jego dobre serce uchroni mnie przed szubienicą. – Szef odesłał mnie do domu, bo nie czułem się najlepiej, a po powrocie praktycznie od razu się położyłem i zasnąłem. – Wciąż patrzę na nóż, starając się przeanalizować, dlaczego w ogóle się tu znalazł. – Wiem, mogłem chociaż zadzwonić, przepraszam.
– Nic się nie stało – mówi, ale wyczuwam w jego głosie nutkę urazy.
– Nathan, co tu robi ten nóż? – pytam w końcu i po raz pierwszy od przyjścia patrzę mu w oczy.
– Leży – odpowiada bez cienia uśmiechu i wzrusza ramionami. Po chwili sięga po niego i chowa do szuflady.
– Tak, widziałem, że leży, ale dlaczego? Robiłeś coś nim? – dopytuję.
– Grześ – wzdycha. – On tu tylko leżał. Przecież nic się nie stało. Jesteśmy w domu, to normalne, że w domu są noże.
– I to normalne, że leżą one na stole, kiedy się ich nie używa?
Żaden z nas przez moment się nie odzywa, tylko patrzymy sobie w oczy.
– Nic nie zrobiłem – rzuca w końcu z lekką irytacją. – Chcesz się czegoś napić?
– Tak, herbaty – odpowiadam i wydaje się, że temat noża zszedł na dalszy plan albo zniknął zupełnie.
Odsuwam krzesło i siadam, podczas gdy Nathan nalewa sobie do szklanki wody z kranu, choć obiecał, że będzie pił przefiltrowaną.
Nadal gryzie mnie poczucie winy, że nie przyszedłem do niego wcześniej, mimo że tak właśnie się umówiliśmy. Dyskomfort spowodowany tym nie opuszcza mnie, od kiedy otworzyłem oczy. Tłumaczę sobie, że to przecież nie tak, że nie miałem dla niego czasu, bo dla Nathana zawsze byłem w stanie go znaleźć – nawet jeśli oznaczało to zrezygnowanie z obowiązków, które mogłem odpuścić. A jednak nie było mnie i wiem, że powód tego jest równie ważny, że moje zdrowie liczy się nie mniej niż nasza umowa, ale jestem na siebie zły – bo to tak, jakby sen był ważniejszy od niego, a to nieprawda.
– Grześ, musisz iść spać. – Słyszałem od przyjaciela, kiedy przychodziłem do niego po szkole. Jego głos zawsze przepełniało zmartwienie.
– Tak, Nathan, jak tylko ty zaśniesz – odpowiadałem, siadając przy nim na łóżku. – Jesteś przemęczony – mówiłem, ścierając mu pot z bladego czoła, a on patrzył na mnie, jakbym nie rozumiał własnych słów.
Proponuje przejście do salonu, więc to tam pytam go, czy był sam.
– Leon wychodził do pracy – mówi. Dzieli dni na dobre i złe, dziś nie jest dobry, widzę to w jego na wpół opadających powiekach i słyszę w słabym glosie. – Grześ, jestem zmęczony – zwierza mi się. Serce rozpada mi się na kawałki, jego zmęczenie boli mnie fizycznie, dotyka rozgrzaną stalą za uchem. – Cały czas czuję lęk, nie mam od tego przerwy. Wiem, że dużo rzeczy jedynie mi się wydaje, że nic się nie dzieje, że niektóre dźwięki są tylko w mojej wyobraźni, ale strasznie nie lubię tego wiedzieć. – W jego oczach gromadzą się łzy, ale nie wypływają jeszcze na zewnątrz. – Ja wiem, że jeśli jest się świadomym tych wszystkich mechanizmów, które rządzą twoim mózgiem, to ponoć jest łatwiej, ale nie czuję tego – tłumaczy. Trudno mi to zrozumieć, ale nie neguję jego odczuć. – Czy nie uważasz, że to jest frustrujące? Kiedy się musisz nieustannie spierać ze swoim umysłem o to, kto ma rację. Mówić mu, że przecież masz kości i nie musisz wydrapywać sobie dziury w ręce, aby być tego pewnym; że nikt za tobą nie stoi i nie musisz puszczać się biegiem przed siebie. Wiesz, że czuję to w tej chwili? Mam wrażenie, że ktoś za mną stoi i chce mnie zaatakować. Wiem, że tak nie jest – dodaje szybko, jakby myślał, że dzięki temu zmartwię się mniej – ale to męczy.
Dostrzegam pojedynczą łzę na jego policzku i nachylam się do niego, aby zetrzeć ją wierzchem dłoni, bo tylko tyle mogę zrobić w reakcji na jego słowa. To zdecydowanie za mało.
– Płaczesz? – pytam, jakbym wcale tego nie widział, a on waha się i kiedy więcej niż jedna łza wydostaje się spod jego powiek, oboje jesteśmy już pewni. Jego organizm dał nam dosadną odpowiedź.
W pierwszym odruchu mam ochotę zaprzeczyć, poprosić, żeby tego nie robił, ale w porę gryzę się w język. Dlaczego myślimy, że wolno nam zabronić komuś czuć? Niech płacze, jeśli potrzebuje.
– Okej – odzywam się. – Płacz, jeśli potrzebujesz.
Nathan przysiada się bliżej i opiera głowę o mój bark, a ja oplatam go swoim ramieniem, podczas gdy drugą ręką wciąż ocieram mu łzy.
Wreszcie się kończą. Nathan prostuje się i ponownie – tym razem już sam – ociera sobie twarz. Nie jest w tym tak delikatny jak ja.
– Przepraszam.
– Nie – protestuję. – Nie przepraszaj za to, że płaczesz.
– Ja po prostu chciałbym odpocząć. – Słyszę, że znów łamie mu się głos. – A nie mam jak. Nawet podczas snu nie mam od tego przerwy.
Kiedyś pokłócił się z Leonem i przyjechał do mojego domu, by ochłonąć.
– Prześpię się na kanapie – powiedział z zaczerwienionymi oczami.
– Nie, Nathan, ja i tak będę pracował do rana w swoim dawnym pokoju – stwierdziłem. – Zajmij łóżko, pościel jest świeża.
Zgodził się i zasnął niemal od razu. Zawsze mu tego zazdrościłem – umiejętności natychmiastowego zasypiania w każdych warunkach. Zdarzyło mu się zasnąć, gdy Kuba prezentował nam swój nowy utwór na gitarze elektrycznej.
– Aż tak źle? – zapytał go potem.
– Przepraszam, byłem zmęczony – powiedział ze skruchą, ale gdyby Kuba kiedykolwiek się śmiał, mógłbym się założyć, że sytuacja by go rozbawiła, jak wszystkich pozostałych.
Zajrzałem do niego w nocy, aby się upewnić, czy wszystko w porządku, i zastałem go skulonego tak bardzo, że przez chwilę nie byłem w stanie nawet go zauważyć w moim dużym łóżku. Drżał i szczękał zębami, mamrotał też coś pod nosem.
Nigdy nie uzyskałem od nikogo odpowiedzi na pytanie, czy powinienem był go budzić w takich momentach, czy czekać, aż zbudzi się sam, dlatego zawsze czekam. Łatwiej jest nie robić nic niż cokolwiek.
– Nic się nie dzieje, Nathan – szeptałem mu wtedy do ucha i złapałem go za rękę. Ścisnął mi ją z dużą siłą. – Jesteś w domu – mówiłem, a wolną ręką przeczesywałem mu włosy. – Jestem przy tobie.
Spletliśmy nasze palce i spędziliśmy tak resztę tamtej nocy.
– A kiedy jesteś z nami – pytam – też ciągle go czujesz? – Mam na myśli lęk, ale zbyt późno się orientuję, że Nathan słyszy co innego. Dociera to do mnie, kiedy się wzdryga.
– Wtedy po prostu wiem, że ktoś może mnie obronić i że nikt nie pozwoli mi przegryźć sobie dłoni.
– Rozumiem – mówię – na pewno bym nie pozwolił.
Nathan drapie sobie nadgarstek, jakby chciał wydrapać ranę do kości. Ostrożnie go od tego powstrzymuję.
– Ten nóż na stole – odzywa się niepewnie, jak dziecko, które zbiło antyczną wazę i obawia się kary. – Ja naprawdę nic nie zrobiłem. Chciałem go do obrony w razie czego, ale wiem, że niczego.
Podnosi rękawy i pokazuje mi swoje przedramiona, a ja walczę ze sobą, aby nie zniżyć na nie wzroku.
– Wierzę ci, Nathan – mówię, zsuwając je z powrotem, nawet nie zerkając na jego ręce. – Gdybyś wyciągnął go z innego powodu, powiedziałbyś mi.
– Tak – potwierdza. – Po prostu bałem się być sam.
Jego słowa powodują, że znów jestem rozczarowany swoim zachowaniem, tym, że nie pomyślałem o nim, choć zdrowy rozsądek podpowiada mi, że zrobiłem bardzo dobrze, myśląc w pierwszej kolejności o sobie. Tata też uznałby to za dobrą decyzję.
Po chwili wyciąga w moją stronę ręce, którymi – zanim podciągnął rękawy – oplatał swoje nogi, zamykając się na wszelkie zewnętrzne bodźce.
Objęliśmy się mocno.
– Ja też jestem zmęczony, Nathan, myślę, że możemy odpocząć razem – proponuję. – Możemy zająć się wspólnie czymś zupełnie niewymagającym.
Ułożyliśmy na podłodze przed południowymi oknami parę poduszek, żebyśmy nie musieli leżeć na twardej podłodze, i obserwujemy niebo.
– Ta wygląda jak dinozaur – mówię, wskazując na jedną z chmur.
– A gdzie ma jakiekolwiek kończyny? – prowokuje leżący przy mnie Nathan.
– A dlaczego musi jakieś mieć? Może to jeszcze nieodkryty gatunek? – śmieję się.
– Okej, w takim razie tamta – unosi palec – to pies, po prostu nie ma ogona.
– W porządku – zgadzam się. – To teraz uważaj, bo ta z tyłu przypomina mi kobietę z torbą podróżną i to pewnie jej pies.
– W takim razie mam nadzieję, że dotrą bezpiecznie do celu, zanim twój dinozaur bez łap ich zje – mówi, na co wybucham śmiechem.
Odwracam się w stronę Nathana, on zaś albo nie czuje na sobie mojego wzroku, albo postanawia go ignorować. Kiedy był dzieckiem, patrzył na niebo, aby nie być dla nikogo, a teraz nie ma mnie z nim i jestem wdzięczny, że mi na to pozwolił.
Nie otwieram ust mimo słów, które usiłują się z nich wydostać. Wracam do nieba.
Czuję, jak Nathan pociąga mnie za rękaw, bym na niego spojrzał – robię to natychmiast.
– Jest późno? – pyta.
– Nie – odpowiadam, choć nie sprawdzam nawet godziny.
– Zostaniesz? Pójdę się wykąpać. Czy gdy wrócę, jeszcze tu będziesz? – Jego głos zrobił się cichszy i cieńszy. Od kiedy przyszedłem, zmienił się on już przynajmniej trzy razy, a zależało to wyłącznie od tego, jakie emocje akurat nim targały.
– Będę, jasne, że tak – uspokajam go.
– Nawet jeśli spędzę tam dużo czasu? – dopytuje.
– Tak, Nathan, ale pamiętaj, że kiedyś muszę wrócić do domu.
Dopiero po chwili dociera do mnie jednak, że to prawda, że kiedyś muszę wrócić do domu, i widzę, że do niego też właśnie to dociera i już żaden z nas się nie uśmiecha, jakbym tym stwierdzeniem wydał wyrok, który nie miał zapaść.
Otrząsamy się po dłuższej chwili. Przyjaciel kieruje się niezdarnym krokiem do łazienki, sunąc przy tym ręką po meblach mijanych po drodze dla utrzymania równowagi.
Słyszę lecącą wodę i piszę do brata z zapytaniem, czy wszystko u niego w porządku. Szybko dostaję odpowiedź od Maćka: jest w domu i zamówił pizzę. Uśmiecham się do telefonu, a potem kładę go sobie na brzuchu, splatam na nim dłonie i czekam.
Nathan spędza pod prysznicem wiele czasu, nie przypominam sobie, aby zawsze tak było. W pewnym momencie swojego życia zwyczajnie postanowił, że będzie brał długie prysznice – i trzyma się tego.
– Po prostu to lubię – wyjaśnił, gdy go o to zapytałem, ale wiedziałem, że to nieprawda, bo za każdym razem gdy tam szedł, zaciskał mocno zęby.
Może ma nadzieję, że woda zmyje go kompletnie, może próbuje się utopić?
Nigdy nie mam pewności, czy kratka odpływowa jest odkryta, czy Nathan powoli napełnia kabinę.