Kiedy następnej nocy szedłem do lasu, nawet przez moment nie pomyślałem o Julianie. Później uświadomiłem sobie, że wydawało mi się to pewne, że tam będzie, choć gdyby tak nie było, nie wiem, czy byłbym rozczarowany. Po prostu idąc tam nie nastawiałem się na nic z nim związanego.
Ale zobaczyłem go na gałęzi jednego z drzew. A raczej usłyszałem. Nie wiem, czy spojrzałbym w górę, gdyby nie fakt, że słyszałem stamtąd dźwięki. Okazało się, że nucił, kiedy był skupiony.
– Julian – odezwałem się, patrząc w górę, ale on mi nie odpowiadał. I wtedy dodarło do mnie, że z takiej odległości znów widzę tylko ciemną postać, że znów nie ma twarzy. Może to wcale nie on. Może nasze ostatnie spotkanie zapoczątkowało w moim życiu lawinę niespodziewanych spotkań w tym lesie.
Głowę miał pochyloną, ale nie widziałem na co patrzył, więc postanowiłem podejść bliżej. Zahaczyłem jedną stopą o wystającą korę drzewa i podciągnąłem się rękami. Kiedy już usiadłem na gałęzi po drugiej stronie, niż on, powtórzyłem jego imię, a on podniósł rękę do góry i nie opuszczał. Lewą ręką na zmianę szkicował i pisał coś w notesie, ale nie byłem w stanie zobaczyć co. Czekałem długo, jego prawa dłoń przez cały ten czas wisiała w powietrzu. Nawet w momencie, kiedy już na nią nie patrzałem. Bo w końcu oparłem głowę o drzewo i spojrzałem gdzieś w dal.
Przeszło mi wtedy przez myśl, żeby zostawić go na tym drzewie i iść dalej, ale nagle poczułem, że nie chcę. Że nie mam gdzie. Zawsze chodziłem bez celu, ale w tamtej chwili nie byłem w stanie się do tego zmusić.
– Wybacz – usłyszałem w końcu. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął, a ja w końcu mogłem się upewnić, że to on. – kiedy już zaczynam to nie lubię nagle przestawać.
– Co to? – zapytałem, wskazując na zeszyt, który trzymał w rękach.
– Notatnik. Projektuję w nim maszyny.
Widziałem, jak czeka na moją reakcję i chociaż nie wiedziałem, czego ode mnie oczekiwał i czego się spodziewał, byłem w stanie powiedzieć tylko:
– O, to musi być wspaniałe.
Zdążyłem dostrzec nieśmiały uśmiech pod jego nosem, zanim zeskoczył z drzewa i czekał na dole, aż zrobię to samo. Zrobiłem.
– Opowiedz mi o tym – poprosiłem. – zbudowałeś już coś kiedyś?
– Pracuję nad jednym projektem – przyznał. – jeszcze nie zacząłem budować. Póki co staram się rozpisać wszystko jak najlepiej, żeby działał, kiedy już zdecyduję się go wcielić w życie.
– Ale super – odparłem.
– Jasne.
A potem przyśpieszył nico kroku, więc i ja to zrobiłem.
– Sprawia ci to radość? – zapytałem.
– Tak.
– To dlaczego nie chcesz o tym rozmawiać? Czy to nie tak działa, że kiedy ludzie coś kochają to chcą, żeby wszyscy dookoła to wiedzieli? Chcieliby wykrzyczeć to światu?
Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na mnie poważnie. Notatnik wystawał mi z kieszeni bluzy.
– Prawa jest taka, że ludzie potrafią godzinami mówić o czymś czego nie lubią, ale jeśli coś kochają to często są w stanie wykrztusić z siebie tylko parę słów i nic więcej.
Zastanawiałem się nad jego słowami, kiedy przerwał moje rozmyślania głośnym westchnieniem.
– Wybacz, znowu to zrobiłem.
– Co? – zdziwiłem się.
– Rozkręciłem się.
– Dlaczego nie lubisz się rozkręcać?
– Dlaczego zadajesz tyle pytań? – zacząłem się śmiać, kiedy to usłyszałem, a on spojrzał na mnie bez zrozumienia.
– Mój brat mnie tego nauczył – zwierzyłem się. – zawsze powtarza, że do dobrego zrozumienia drugiego człowieka potrzeba dużo pytań i szczerych odpowiedzi.
– Och, masz brata – stwierdził, jakby było to coś, co jeśli nie zostanie powtórzone na głos, nie będzie miało miejsca w rzeczywistości.
– Tak. Ty masz rodzeństwo?
– Nie.
I poszedł dalej. Uświadomiłem sobie w pewnym momencie, że go gonię, że może nie powinienem tego robić. Zacząłem zastanawiać się, dlaczego tak bardzo nalegam na iście za nim skoro odwraca się ode mnie raz po raz i to w momentach, kiedy ewidentnie nie chce rozmawiać. Dlatego skręciłem. Szedłem sam w przeciwną stronę przez bardzo krótki czas, bo wtedy to on mnie dogonił.
W końcu to on poszedł za mną.
– Dlaczego skręciłeś? – zapytał.
W końcu to on zapytał.
– Uznałem, że nie chcesz ze mną spędzać czasu, ani tym bardziej rozmawiać – odpowiedziałem.
– Brat cię przypadkiem nie nauczył, żeby pytać o takie rzeczy?
– Ta metoda zakłada też szczere odpowiedzi – przypomniałem.
Chłopak zamrugał oczami ze zdziwienia.
– Uważasz, że nie jestem z tobą szczery? Naprawdę nie mam rodzeństwa – powiedział.
Po chwili ciszy zacząłem się śmiać. Samotnie, bo widocznie bardzo wziął sobie to do serca, bo najwidoczniej bardzo chciał, żebym mu ufał i uznał, że jest w stanie zrobić to tylko w ten jeden sposób.
– Nie myślę, że mnie oszukujesz – uspokoiłem go, bo ku mojemu szczeremu zdziwieniu naprawdę zdawał się być niespokojny. – myślę tylko, że czasami coś w sobie chowasz i może fakt, że nie chcesz spędzać ze mną czasu…
– Okay, wybacz – przerwał mi. – już nie będę tak szybko chodził. Pasuje?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Pasuje.
Dalej błądziliśmy w lesie już zupełnie równym krokiem i zamienialiśmy ze sobą wiele więcej słów.
– Wydaje mi się, że wczoraj miałeś lepszy humor – zauważyłem. – więcej się uśmiechałeś, a dzisiaj musiałem odejść na bok, żebyś w ogóle zaczął ze mną rozmawiać.
– To nie twoja wina – zapewnił. – chyba miałem dzisiaj po prostu gorszy dzień.
– Chcesz o tym pogadać?
– Nie, to nic – odparł. – Biegnijmy – powiedział i spojrzał na mnie czekając na potwierdzenie. Nie odezwałem się, ale po chwili puściliśmy nasze nogi wolno, a one pobiegły przed siebie. Wiatr rozwiewał nam włosy, kiedy omijaliśmy drzewa i przeskakiwaliśmy gałęzie leżące na ziemi. Ziemia wciąż była słucha. Od wcześniejszego dnia nie spadła na nią nawet kropla wody, która by ją zwilżyła. Nie wiedziałem, czy rośliny miały jeszcze jakiekolwiek zapasy głęboko pod ziemią. Tam, gdzie sięgały ich korzenie.
Co jakiś czas zrównywaliśmy się, a wtedy obracałem głowę w jego stronę i widziałem uśmiech na jego twarzy, jakby właśnie robił najbardziej wyjątkową rzecz na świecie. Zaczęło kręcić mi się w głowie po paru minutach. Nie byłem przyzwyczajony do aktywności fizycznej. Mogłem spacerować wiele godzin, ale tak intensywny bieg był dla mnie nowością. Starałem się omijać każde zajęcia wychowania fizycznego w szkole, ale wtedy, w lesie, chciałem biec już zawsze.
Dudniło mi w uszach, a od strony Juliana dochodził mi do nich dźwięk nierównego oddechu. W końcu zatrzymaliśmy się. Oparłem się o drzewo i z mroczkami przed oczami osunąłem się na podłogę. Zanim zamknąłem oczy, zobaczyłem, jak Julian kładzie się na ziemię.
– To było coś niesamowitego – wydusiłem z siebie po chwili, kiedy już obaj oddychaliśmy w miarę równomiernie.
Otworzyłem oczy i czekałem na jego reakcję, którą jakimś niezrozumiałym dla mnie w pierwszej chwili trafem przewidziałem, mimo że znaliśmy się dopiero drugą noc.
– Najzwyklejsza rzecz na świecie – wzruszył ramionami, siadając. – Każdy biega, to nic takiego.
Moje usta natomiast chciały zaprotestować, wyjaśnić mu, że przebiegliśmy tak wiele w środku nocy, będąc dla siebie prawie całkowicie obcymi ludźmi, że samo to było po prostu wyjątkowe, ale się powstrzymałem.
– Chyba lubię z tobą biegać – powiedziałem zamiast tego i zobaczyłem jego szeroki uśmiech.