Grześ z łatwością nawiązywał relacje i wciągał mnie w nie. Właśnie w ten sposób pozyskiwałem nowych znajomych. W żaden inny. Przygarnął mnie oraz ich potem, więc musieliśmy się nauczyć żyć ze sobą. Jak w domu.
W przedszkolu panował chaos, krzyki i mnóstwo biegających istot. Poruszały się z taką prędkością, że ciężko było nawet zauważyć, że to ludzie. Wśród dźwięków końca świata czasem wychwytywałem słowa wychowawczyni, która pytała, dlaczego samotność.
– Dlaczego siedzisz sam? Nie chcesz się bawić z innymi? – Jakby to wymagało tłumaczenia, że nie chce się uczestniczyć w katastrofie.
– Bawi się z nami – powiedział Grześ, który w tamtym momencie ledwie przekroczył próg budynku. Jeszcze w kurtce ubiegł mnie w odpowiedzi.
Dorośli wielokrotnie dawali do zrozumienia, że nieśmiałość stanowi najgorszą cechę ze wszystkich, jakie można posiadać. Dlaczego nie jesteś tak aktywny w zabawie jak twoi rówieśnicy? Dlaczego nie przytulisz babci na powitanie? Dlaczego nie chcesz iść na przyjęcie urodzinowe kolegi? Dlaczego nie wychodzisz z pokoju, gdy mamy gości?
– Jest po prostu nieśmiały – wytłumaczył mnie tata, gdy nie odpowiedziałem mojej babci na jedno z zadanych mi przez nią pytań. A wtedy ona spojrzała na moich rodziców, tak jakby współczuła im takiego dziecka. I na mnie z wyrazem twarzy pytającym, dlaczego robię to tej rodzinie.
– Nie możesz całe życie być… – przerwała i widziałem odrazę w jej oczach – …taki. Jak poradzisz sobie w szkole?
– Nie poradzę sobie – odparłem z powagą.
I byłem o tym przekonany. Że sobie nie poradzę. Bo w jaki sposób miałbym?
– Dasz radę, Nathan – zapewnił mnie tata dzień przed rozpoczęciem szkoły. – Zaczynasz nowy rozdział – dodał.
Czy nie mógłbym zacząć od nowa całej książki?
Nie miałem prawa całe życie być taki. Nie w szkole. Musiałem znaleźć sobie znajomych i znalazłem, bo się pojawili niezależnie ode mnie – na szczęście dla rodziny, która nie musiała się już wstydzić. Jak wstydzić się za wnuka, który ma znajomych? Nierealne.
Tomek był najstarszy z naszej piątki i najsilniejszy w klasie. Nosił zawsze krzesła na apele i obcięte do kolan spodnie.
– Nie jest ci zimno? – zapytałem, a on zaprzeczył. Choć tak naprawdę pragnąłem zapytać, dlaczego skraca spodnie niechlujnie nożyczkami, zamiast kupić krótsze po prostu. Ale nie zapytałem.
Tata powtarzał babci – i wszystkim, którzy pytali – że jestem nieśmiały. Przyjmowałem więc do siebie kolejną sprzeczność, bo skoro tata mówił, że taki jestem, to miał rację. Kto mógłby lepiej wiedzieć niż on? Ale nieśmiały był Piotrek. I przy nim aż mi głupio było nosić tę etykietę. Ale musiałem. Bo jaką inną?
Nie wiedziałem, jak bardzo się jąka, dopóki ktoś nie kazał mu powtórzyć na głos swoich słów. Kiedy mówił szeptem – a do tamtej pory nie zdawałem sobie sprawy, że faktycznie całe swoje dotychczasowe życie musiał mówić w ten sposób – wypowiedzi jego były płynne, usta jego zaś nie współpracowały przy większej głośności.
Dorośli wielokrotnie dawali do zrozumienia, że nieśmiałość stanowi najgorszą cechę ze wszystkich, jakie można posiadać. Ale potem poszedłem do szkoły i okazało się, że może być gorzej.
– Dagmara, skup się na lekcji, cały czas masz głowę w chmurach! – upominali ją nauczyciele. Raz po raz. Nieustannie.
Życie w szkole miało bardzo dużo sensu. Wszystko było starannie dopracowane – teraz czas na przerwę i zabawę, możecie też coś zjeść. Teraz jest lekcja, uczymy się; Dagmara, skup się; Piotrek, odpowiadaj głośniej; Tomek, Grześ, teraz nie jest czas na rozmowy, przestańcie się wygłupiać, z czego się śmiejecie? Może pośmiejemy się razem?
Tylko kiedy czas na marzenia?
– Nathan. – Zauważyłem nauczycielkę, pochylającą się nade mną, kiedy starannie, literka po literce, pisałem pełne zdanie. – Bardzo dobrze ci idzie, tylko nie przyciskaj tak mocno pióra do kartki, bo się złamie.
Nauka pisania to pierwsze poważne zajęcie, jakiemu się oddawaliśmy. Dla wielu była męcząca od samego początku. Innych fascynowała.
– Jak ci idzie pisanie, Nathan? – zapytał Grześ w drodze do domu.
Odprowadzał nas mój tata, też był ciekaw.
– Za mocno przyciskam pióro, połamie się.