Człowiek za ladą podawał nam klucz, a gdy to robił, ja wpatrywałem się w twarz jego ze spokojem. Już nawet nie unosząc brwi – już mnie to nie dziwiło. Przestało obchodzić mnie, czy domyśla się, z jakiego powodu tam jesteśmy. Jak mógł nie wiedzieć, skoro nigdy nie spojrzał mi w twarz?
Patrzył na nią tata.
Przechodząc obok niego, za każdym razem zastanawiałem się, czy już wie. Czy patrzy na mnie i to widzi, a jeśli tak, to dlaczego mnie z tym zostawia. Czy czuje zmianę we mnie jak Grześ. Czy mama mojego przyjaciela zdążyła z nim porozmawiać i powiadomić o tym, o czym powiedziałem, czy nie dała sobie z tym rady. Czy to moja wina, że umarła, bo zbyt ją zestresowałem. Czy sam do tego doszedł. A jeśli sam się wszystkiego domyśla, to dlaczego nie spróbuje ze mną porozmawiać. Dlaczego nie zapyta, czy to, co zrodziło się w jego umyśle, jest prawdą.
Może boi się swojej reakcji, myślałem, może nie będzie w stanie dać mi nic więcej poza własnym bólem, niedowierzaniem i zapewnieniami, po których nic się nie stanie.
Siedziałem naprzeciw niego i zdarzyło się, że parę razy już prawie otwierałem usta i prawie byłem gotów powiedzieć o szumie, który nie cichnie w moich uszach. Za pierwszym razem było prościej – wypłynęło to ze mnie wręcz. Może zmarnowałem już swoją szansę. Może mogłem powiedzieć to tylko jednej osobie i wybrałem źle. Przy tacie prąd elektryczny przechodził mi pod skórą za każdym razem, kiedy próbowałem wykrztusić coś z siebie na ten temat. Przy mamie Grzesia tego nie czułem. Tylko strach, że nie powinienem. Ale nic się nie stało.
Zawroty głowy dawały mi do zrozumienia, że straciłem głos i nie jestem zdolny się komunikować. Żadna nowość.
Pragnąłem zapłakać – wybuchnąć głośnym, niepohamowanym płaczem, aby zapytał, co się dzieje, a wtedy może byłoby mi prościej mu powiedzieć. Ale organizm mój już nie produkował łez.
– Tato, pomożesz mi w tym zadaniu – wydukałem. Nawet to stanowiło trudność. Jak gdyby struny głosowe nie ufały mi i musiały hamować, abym nie powiedział zbyt wiele. Tata pokiwał głową, ale wciąż pochylony był nad swoimi dokumentami. Dopiero po chwili przybliżył się do części swojego biurka, które zajmowałem podczas nauki i upewniwszy się, o które polecenie mi chodzi, zaczął uważnie czytać tekst, na który ja nawet nie spojrzałem.
Może wiedziałem, jak wykonać to zadanie.
W czasie, który zyskałem, za wszelką cenę starałem się wyprodukować łzy lub odpowiednie słowa. Cokolwiek.
Dlaczego z nim było trudniej?
– Wszystko w porządku? – zapytał nagle. – Wydajesz się bardzo spięty i niespokojny.
Zamarłem. A po chwili zacząłem szalenie dziękować w duchu za to, że zauważył, że nie musiałem płakać ani nic mówić, że sam do tego doszedł. Na twarzy mojej pojawił się szeroki uśmiech, co od dawna się nie zdarzyło, i jakoś tak wiedziony emocjami, których dawno nie czułem, słowa sformułowałem w:
– Tak, wszystko jest super. – Mina moja zrzedła momentalnie, a on tylko uśmiechnął się i powiedział:
– To dobrze.
Nie, tato!, krzyczałem w myślach. Niedobrze! Zapytaj mnie jeszcze raz, proszę, skłamałem. Przepraszam, więcej tego nie zrobię, ale zapytaj mnie jeszcze raz.
Takie myśli mogłyby z łatwością wprowadzić w stan rozdygotania i łez, lecz ja wziąłem tylko ołówek do ręki – choć mogłem błagać go na kolanach – i wróciłem do zadania.
Już wiedziałem, o co w nim chodzi.
Następnego dnia usiadłem na łóżku, bo wszystkie drogi tam prowadziły, i czekałem, aż woda, która lała się z prysznica, przestanie ściekać z ciała mojego.
– Nie wolno gryźć – powiedział.
Kołdra pode mną była przemoczona, na podłodze zostały mokre ślady moich stóp. Spojrzałem na czerwoną diodę i za siebie, przez okno, i postanowiłem, że następnym razem. Przeziębię się, bo jest uchylone, a ja siedzę przy nim całkiem mokry. Ale następnym razem. Ślad moich zębów został na jego biodrze. Następnym razem na pewno mu powiem.