Nathaniel 2008

Gdy usłyszałem jego kroki na schodach, przeszło mi przez myśl, że wrócił wcześniej, niż się spodziewałem, ale szybko uświadomiłem sobie, że to nieprawda, że nie spodziewałem się go w ogóle. Nigdy się go nie spodziewałem, zawsze po prostu wracał.

– Nathan, jesteś? – stanął przed drzwiami łazienki i nasłuchiwał.

– Tak, jestem – a kiedy zapytał, czy dobrze się czuję i czy znowu nie wymiotuję, odpowiedziałem, że nie. – Wszystko w porządku.

Skierował się do swojego gabinetu i poprosił, żebym zaraz do niego przyszedł. Wiedziałem, że będzie mówił o Nikoli, zawsze to robił, gdy wracał. Jakby myślał, że zapomnę o tym, że mam siostrę, jeśli nie będzie mi o niej regularnie przypominał.

O mamie nie mówił, a ciekawiło mnie, czy już nie wróci. Czy wtedy bym się ucieszył?

Usiadłem przy biurku, a tata zaczął:

– Rozumiesz, dlaczego nie ma nas prawie w ogóle w domu? – Rozumiałem. – Gdybyśmy mogli…

– Tak, wiem – przytaknąłem. – Nikola jest chora i potrzebuje rodziców przy sobie, a ty musisz pracować, bo ktoś musi zarabiać na dom, do którego wracam i do którego może wy też w końcu wrócicie.

Tata nie wydawał się zbity z tropu, gdy wypowiedziałem te słowa z wyrzutem, choć nie chciałem, by miały taką moc.

– Wrócimy – powiedział. – Wszyscy troje. Nie chcę, żebyś pomyślał, że cię zaniedbujemy. – Czekał na moje słowa.

– Już nie wymiotuję – poinformowałem go. – Przed chwilą w łazience pociąłem się po rękach.

To było proste. O wiele prostsze niż wspomnienie o tym, że książkę, leżącą na parapecie w pokoju numer siedem, znam już prawie na pamięć.

To było proste i spodziewałem się, że da taki sam rezultat – ból, niedowierzanie i zapewnienia, ale dostałem badawczy wzrok. Spojrzał na mnie w sposób, w jaki zwykle patrzył na mnie Grześ, gdy wypowiadałem słowa zupełnie bez kontekstu. Tylko tata nie odpowiedział tak szybko.

Wyciągnął rękę w moją stronę z niewypowiedzianą prośbą, abym pokazał mu, co robiłem, gdy przyszedł do domu. Kiedy podałem mu rękę, przyglądał się jej przez chwilę. Rany nie były wiele większe od mojej pierwszej, na którą nakleił symboliczny plaster, z nich tylko leciała krew. Niedużo, zaledwie strużka. Wystarczyło. Szybko się zabliźniały, a same blizny wyglądały gorzej, niż w istocie powodowały szkód.

Syknąłem, kiedy ścisnął mi rękę. Podniósł ją i kazał mi trzymać ją choć chwilę powyżej serca, mimo że już nic z niej nie ściekało. Wykonałem polecenie.

Tata przeniósł swoje krzesło na drugą stronę biurka tak, by nas ono nie dzieliło, i znów usiadł naprzeciw mnie.

– Dlaczego to robisz? – zapytał. Czy wiedział też o mojej głowie w ścianie i łyżce zamiast bólu brzucha?

Nie odpowiadałem, a ramiona moje zbyt były posłuszne grawitacji, by się wzruszyć.

– Nathan, czy ty… chcesz się zabić?

Słowa te były jak zaklęcie. Serce zakuło mocniej niż w ciągu ostatnich lat, kiedy szukałem.

To był pierwszy raz, kiedy pytanie to pojawiło się w mojej głowie. Do tamtej pory wydawało mi się, że robię to właśnie po to, żeby być żywym, żeby czuć cokolwiek poza mgłą.

To był pierwszy raz, kiedy to pytanie pojawiło się w moich myślach, i od tamtego czasu już zawsze miało głos mojego taty.

Otworzyłem usta, ale nie wiedziałem, gdzie byłem ani kim. Przestrzeń wokół mnie szumiała, a ja nie istniałem. Kiedy dotarła do mnie mina taty, uświadomiłem sobie, że to trwało zbyt długo.

– Nie, tato – powiedziałem, choć brzmiało to niepewnie i za cicho. A może po prostu sam siebie nie słyszałem. – Nie chcę się zabić. – A w głowie mojej miałem „chyba”.

Tacie nie ulżyło, czytał mi w myślach albo poczuł to „chyba”.

– O cokolwiek chodzi, Nathan – odezwał się, ale widziałem, że jemu też formułowanie słów sprawia trudność – możesz mi powiedzieć. Nie zostawię cię z tym samego. Wiem, że często nie ma mnie przy tobie, ale pamiętam, że mam dwójkę dzieci. Pomogę ci, jeśli tylko będę mógł. Możesz na mnie liczyć, wiesz o tym, prawda?

– Tak, dziękuję. – Nie tego się spodziewał. Ta rozmowa od początku nie szła torami, które położył.

Przytulił mnie mocno i kołysał w swoich ramionach, jakbym był małym dzieckiem. Oczami wyobraźni widziałem, jak płacze, lecz to się nie wydarzyło.

Czułem jego oddech na karku i nie czułem. Napięcie schodziło ze mnie z każdym jego wdechem i wydechem. Rozluźniał mnie jego oddech na mojej skórze.

Gwałtownie odsunąłem się, aby spojrzeć, kim jest, a mój tata też się odsunął. Czy z równą impulsywnością?

– Nathan, proszę cię, żebyś… – westchnął. – Po prostu tego nie rób, dobrze?

– Dobrze.

I przestałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *